— Tak.
— Czy chce pan wymienić pierwszych pięćdziesiąt tysięcy na akcepty obecnego tutaj pana Popinot, z potrąceniem eskontu, rozumie się?
Gigonnet zdjął ohydny zielony kaszkiet, który zdawał się zrodzony razem z nim, ukazał łysą czaszkę i rzekł z wolterowskim uśmiechem:
Chcecie mnie panowie spłacić esencją na włosy; powiedzcie, na co mi się to zdało?
— Skoro pan żartuje, nie mamy tu co dłużej robić, rzekł Pillerault.
— Mówisz pan jak mędrzec, rzekł Gigonnet z pochlebnym uśmiechem.
— No, a gdybym ja poręczył akcepty pana Popinot? rzekł Pillerault, czyniąc ostatni wysiłek.
— Pański podpis, to szczere złoto, panie Pillerault, ale mnie nie trzeba złota, trzeba mi tylko moich pieniędzy.
Pillerault i Popinot skłonili się i wyszli. Na dole, Popinot czuł, że jeszcze mu się nogi chwieją.
— Czy to człowiek? rzekł do Pilleraulta.
— Tak utrzymują, rzekł starzec. Pamiętaj zawsze o tej krótkiej wizycie, Anzelmie! Widziałeś oto bank bez maskarady form i uprzejmości. Nieprzewidziane wypadki są śrubą tłoczni, my jesteśmy winnem gronem, a bankierzy beczką. Interes z placami jest z pewnością dobry. Gigonnet, lub ktoś poza nim, chce zadławić Cezara, aby przybrać się w jego skórę: wszystko przepadło, niema już ratunku. Oto kredyt, nie uciekaj się nigdy do niego.
W ciągu tego strasznego ranka, pani Birotteau pierwszy raz wzięła adresy tych którzy przychodzili po pieniądze, i odprawiła woźnego Banku, nie zapłaciwszy. O jedenastej, dzielna kobieta, szczęśliwa iż oszczędziła tych cierpień mężowi, ujrzała Anzelma i Pilleraulta, których oczekiwała wydana na pastwę rosnącego niepokoju; wyczytała wyrok na ich twarzy. Zgłoszenie upadłości było nieuniknione.
Strona:PL Balzac - Historia wielkości i upadku Cezara Birotteau.djvu/256
Ta strona została uwierzytelniona.