Strona:PL Balzac - Historia wielkości i upadku Cezara Birotteau.djvu/263

Ta strona została uwierzytelniona.

tów Birotteau, nieborak zbańczył, wszystko staje się płatne natychmiast, jutro poślę pani rachunek.
Oczy pani Madou ściągnęły się zrazu jak oczy kotki, następnie rzygnęły płomieniami.
— A, łajdak! a, bandyta! i sam przyszedł mi tu opowiadać że jest wice-merem, podbijać mi bębenka! Do paralusza, ładne świństwa dzieją się w tym handlu! Nie można już wierzyć ani merowi, sam rząd nas okrada. Poczekaj, już ja tam pójdę z tobą się policzyć...
— Ano, w tego rodzaju sprawach, każdy radzi sobie jak umie, drogie dziecko! rzekł Gigonnet, podnosząc nogę właściwym sobie lekkim, suchym ruchem, podobnym ruchowi kota który chce przejść przez mokre miejsce. Takie rzeczy zdarzają się i najgrubszym rybom.
— Dobrze! dobrze! popamięta moje orzechy. Joaśka! trzewiki i mój kaszmir z króliczej sierci, a prędko, albo ci rozgrzeję facjatę pięciolistną koniczyną.
— Będzie tam ciepło na placu Vendôme, pomyślał Gigonnet zacierając ręce. Du Tillet będzie kontent, baba narobi gwałtu na całą dzielnicę. Nie wiem co jemu zrobił ten biedaczysko, mnie tam żal go jest jak psa który sobie złamie łapę. To nie jest człowiek, nie dorósł do rzemiosła.
Pani Madou wyłoniła się, niby burza rewolucji, około siódmej wieczór przed drzwiami biednego Birotteau, które otworzyła z impetem, szybki chód bowiem spotęgował jeszcze jej gwałtowność.
— A ścierwa przeklęte, dawajcie mi moje pieniądze, chcę widzieć moje pieniądze! Zapłacicie mi do szeląga, albo wyniosę stąd tych głupich flaszeczek, rękawiczek, wachlarzy, towaru za pełne dwa tysiące! Widziane to rzeczy, żeby mer okradał podwładnych! Jeżeli nie zapłacicie, wyprawię go na galery, idę do prekuratora, poruszę wszystkie trebunały! Róbcie co chcecie, nie ruszę się bez pieniędzy.