Strona:PL Balzac - Historia wielkości i upadku Cezara Birotteau.djvu/292

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech dzisiaj włoży krzyż, rzekł Ragon do księdza Loraux.
Spowiednik przymocował czerwoną wstążeczkę do klapy urzędnika. Tego wieczora, Cezar oglądał się po dwadzieścia razy w lustrach, okazując przyjemność, z której śmialiby się ludzie mający się za wyższych, ale którą ci poczciwi mieszczanie uważali za zupełnie naturalną. Nazajutrz, Birotteau udał się do pani Madou.
— A jesteś pan, poczciwino, rzekła, nie poznałabym pana, tak pan posiwiał. Z tem wszystkiem, nieźle się wam dzieje; macie posady. A tu biedny człowiek musi harować jak ten pies co rożen obraca...
— Ależ, pani...
— Nie robię wymówek, rzekła, masz pan pokwitowanie.
— Przychodzę pani oznajmić, że spłacę pani dziś, u rejenta Crottat, resztę wierzytelności wraz z procentem.
— Naprawdę?
— Bądźże pani u niego o wpół do jedenastej...
— To się nazywa honorny człowiek, niema co, rzekła podziwiając naiwnie ex-olejkarza. Wie pan, drogi panie, robię doskonałe interesa z tym pańskim ryżym, daje mi dobrze zarobić nie targując się o cenę, niby żebym sobie nie krzywdowała za tamto: słuchaj pan, dam panu pokwitowanie, zachowaj pan pieniądze, mój biedny stary! Mama Madou zapala się, nagła jest kobieta, ale ma tutaj coś, rzekła waląc się po najobfitszych poduszkach żywego ciała jakie kiedykolwiek rozkwitły w Halach.
— Nigdy, rzekł Birotteau, prawo pani jest święte, chcę panią spłacić w zupełności.
— Więc dobrze, nie dam się dłużej prosić, rzekła. A jutro, w całych halach, otrąbię pańską honorność. Nie często się widzi takie rzeczy.
Poczciwiec przebył tę samą scenę u malarza, teścia Aleksandra Crottat, ale z pewną odmianą. Padał deszcz. Cezar zostawił