Strona:PL Balzac - Historia wielkości i upadku Cezara Birotteau.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie. Gdybyś miał dziś uszy do słuchania, dałabym ci dobrą radę, Birotteau; mianowicie abyś zostawił w spokoju du Tilleta.
— Czy nie wydałoby się ludziom dziwne, że pomijam dawnego subjekta, zaręczywszy zań pierwsze dwadzieścia tysięcy z któremi rozpoczął interes? Trzeba robić dobre dla dobrego. Zresztą, może du Tillet się poprawił.
— Trzeba będzie wszystko przewrócić do góry nogami.
— Co za do góry nogami? Ależ wszystko będzie w porządku jak w pudełeczku. Zapomniałaś tedy, co ci rzekłem o schodach i o lokalu w sąsiednim domu, o który porozumiałem się z parasolnikiem Cayron? Mamy iść jutro do pana Molineux, właściciela; ba, jutro mam spraw na głowie jak jaki minister...
— Zakotłowałeś mi głowę twemi projektami, rzekła Konstancja, pokiełbasiło mi się wszystko. Zresztą, ja już śpię.
— Dzień dobry, odparł mąż. Słuchaj-no, mówię ci dzień dobry, bo już jest rano, kiziuniu. Oho, śpi już, drogie dziecko. Nie bój się, będziesz milionerką, albo postradam imię Cezara.
W kilka chwil później, Konstancja i Cezar chrapali spokojnie.
Pospieszny rzut oka na dawniejsze życie tego małżeństwa, utwierdzi pojęcia, jakie musiała obudzić przyjacielska sprzeczka dwojga bohaterów tej sceny. Malując obyczaje drobnego kupiectwa, szkic ten wytłumaczy zresztą, przez jakie osobliwe przypadki Cezar Birotteau był wice-merem i olejkarzem, ex-oficerem Gwardji Narodowej i kawalerem Legji. Przenikając głębie jego charakteru i sprężyny jego wielkości, będzie można zrozumieć, w jaki sposób perypetje handlowe z którymi dają sobie radę tęgie głowy, stają się katastrofami bez ratunku dla ludzi miernych. Wydarzenia nie są nigdy absolutne, rezultaty ich zależą w zupełności od człowieka: nieszczęście jest tramboliną dla geniusza, poświęcaną sadzawką dla chrześcijanina, skarbem dla człowieka zręcznego, przepaścią dla słabych.