uczucie. Każde z trojga cichych wspólników, przyznało mu, oczywiście, udział; ale, nie zadawalając się tym udziałem, miał to zuchwalstwo, aby grając na giełdzie, porozumieć się z przeciwnikiem, który mu zwracał wysokość rzekomych strat; du Tillet grał bowiem i za swoich klijentów i za siebie. Skoro tylko zdobył pięćdziesiąt tysięcy, pewien był iż zrobi wielką fortunę; orlem spojrzeniem które go znamionuje ogarnął fazy jakie przechodziła Francja; grał na zniżkę w czasie kampanji Francuskiej, na zwyżkę za powrotem Burbonów. W dwa miesiące po powrocie Ludwika XVIII, pani Roguin miała dwieście, a du Tillet trzysta tysięcy franków. Rejent, w którego oczach ten młody człowiek był aniołem, przywrócił równowagę w interesach. Piękna Holenderka trwoniła wszystko, była pastwą haniebnego wrzodu, nazwiskiem Maxym de Trailles[1], dawnego pazia cesarza. Du Tillet odkrył prawdziwe nazwisko tej dziewczyny, sporządzając z nią akt prawny. Nazywała się Sara Gobseck. Uderzony tożsamością jej nazwiska z nazwiskiem lichwiarza którego znał ze słychu, udał się do tego wekslarza, opatrzności młodych utracjuszów, aby się przekonać do jakich granic sięgają u niego uczucia rodzinne. Brutus lichwiarzy okazał się nieubłagany dla stryjecznej wnuczki, ale du Tillet umiał pozyskać jego sympatje, przedstawiając się w charakterze bankiera Sary i człowieka obracającego znacznemi kapitałami. Natura normandzka i natura lichwiarska nadały się sobie. Przypadkowo, Gobseck potrzebował właśnie młodego i zręcznego człowieka dla dopilnowania interesiku za granicą. Pewien audytor Rady Stanu, zaskoczony powrotem Burbonów, wpadł na myśl, celem zaskarbienia sobie łask Dworu, udania się do Niemiec, aby wykupić obligi długów zaciągniętych przez rodzinę królewską na emigracji. Zyski z tej operacji, dla niego wyłącznie politycznej, odstępował tym, którzyby mu dostarczyli kapitałów. Lichwiarz godził się wykładać sumy jedynie stopniowo, w miarę wykupu wierzytelności, pod kon-
- ↑ Ojciec Goriot, Aferzysta, etc.