Strona:PL Balzac - Historia wielkości i upadku Cezara Birotteau.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

— A! rzekł olejkarz przeglądając weksle, mały narybek, dwa miesiące, trzy miesiące...
— Niech je pan weźmie choć po sześć od sta, rzekł kupiec pokornie.
— Czyż ja uprawiam lichwę? odparł Cezar z wymówką.
— Mój Boże, drogi panie, byłem z tem u pańskiego dawnego subjekta du Tilleta; nie chciał ich za żadną cenę, zapewne dla przekonania się ile gotów jestem stracić.
— Nie znam tych podpisów, rzekł olejkarz.
— Bo my, w laskach i parasolkach, mamy takie cudaczne nazwiska: to kolporterzy!
— Więc dobrze, nie powiadam że wezmę wszystko, ale mogę przyjąć te najkrótsze.
— Ech, dla tych tysiąca franków które opiewają na cztery miesiące, niechże mi pan nie każe gonić za pijawkami które wysysają z nas trzy czwarte zysku; niech już pan weźmie wszystko. Tak mało korzystam z eskontu, nie mam żadnego kredytu, oto co nas zabija, nas detalistów.
— Niechże więc będzie, wezmę wszystko, Celestyn nas obliczy. Niech pan będzie gotów na jedenastą. Oto i mój architekt, pan Grindot, dodał, widząc zbliżającego się młodego człowieka, z którym umówił się poprzedniego dnia u pana de La Billardière. Wbrew zwyczajowi ludzi talentu, jest pan punktualny, rzekł Cezar, rozwijając najbardziej wyszukaną kupiecką dystynkcję. Jeżeli punktualność, wedle znanego panu powiedzenia, jest grzecznością królów, jest również majątkiem przemysłowców. Czas, czas jest złotem, zwłaszcza dla was, panowie artyści. Architektura jest syntezą wszystkich sztuk, jak pięknie powiedziano. Nie przechodźmy przez sklep, dodał, wskazując bramę.
Cztery lata wprzódy, pan Grindot otrzymał wielki medal architektury, wracał z Rzymu po trzechletnim pobycie na koszt państwa. We Włoszech, młody artysta myślał o sztuce, w Paryżu my-