Strona:PL Balzac - Historia wielkości i upadku Cezara Birotteau.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

Osoba ta, była to męska i zuchowata piękność, dziś zanikła pod nadmierną tuszą. Zamieszkiwała parter żółtego domku, na pół walącego się, ale wzmocnionego na każdem piętrze żelaznemi spojeniami. Nieboszczyk zdołał się pozbyć konkurentów i przekształcić swój handel w rodzaj monopolu; spadkobierczyni jego mogła tedy, mimo braku wykształcenia, prowadzić go dalej siłą rutyny, krzątając się w swoich magazynach, zajmujących remizy, stajnie i dawne pracownie, gdzie właścicielka walczyła ze skutkiem z owadami. Bez biura, kasy i książek, nie umiała bowiem ani pisać ani czytać, odpowiadała na list uderzeniami pięści w ladę: uważała go za zniewagę. Zresztą dobra kobiecina, o czerwonej twarzy, z fularem na głowie zawiązanym na czepku, jednająca sobie tubalnym głosem szacunek woźniców którzy zwozili jej towar i których misję uwieńczała buteleczką taniego wina. Nie miała żadnych trudności z producentami dostarczającemi owocu: traktowali z rączki do rączki, jedyny możliwy sposób porozumienia; zaś pani Madou odwiedzała ich w sezonie owocu. Birotteau zastał tę niezbyt okrzesaną kupczynię pośród worków z orzechami, kasztanami i orzechami włoskiemi.
— Dzień dobry, moja droga pani, rzekł Birotteau dość niedbale.
Twoja droga, odparła. Ej, mój synalku, znasz mię tedy, aby sobie pozwalać na poufałości? Czyśmy świnie paśli razem?
— Jestem kupcem, a co więcej wice-merem drugiego okręgu Paryża; zatem, jako urzędnik i jako odbiorca, mam prawo aby pani przemawiała do mnie innym tonem.
— Huśtam się wtedy kiedy mi się zachce, odparła Herod-baba. Nie szukam nic w merostwie i nie fatyguję panów urzędników. Co do mojej klenteli, przepadają za mną, i gadam do nich jak mnie się podoba. Kto nie kontent, wolna droga.
— Oto skutki monopolu, rzekł do siebie Birotteau.
— Poluś! to mój chrzestny synek: pewnie narobił jakich