męża, zrujnuje dzieci, zje ich mienie i spowoduje więcej nieszczęść w salonach, niżby ich sprawiła w szeregach baterja moździerzy.
Udałem się na ulicę Montmartre do panny Malvaut. Wszedłem po stromych schodach na piąte piętro. Wprowadzono mnie do mieszkanka złożonego z dwóch pokoików, gdzie wszystko było czyste jak nowy dukat. Nie spostrzegłem ani śladu kurzu na meblach w pierwszym pokoju, gdzie mnie przyjęła panna Fanny, typowa młoda paryżanka. Była ubrana skromnie: główka wykwintna i świeża, uprzejma minka, starannie zaczesane ciemne włosy, odwinięte na skroniach, przydawały wdzięku błękitnym i czystym jak kryształ oczom. Światło, przechodzące przez proste firaneczki w oknach, rozlewało łagodny blask na tej skromnej twarzy. Liczne kawałki płótna leżące dokoła zdradziły mi jej zwykłe zajęcie, krajała bieliznę. Była tam niby duch samotności. Podałem jej weksel, mówiąc że jej nie zastałem rano.
— Ależ, rzekła, pieniądze były u odźwiernego.
Udałem, że nie słyszę.
— Panienka widocznie wychodzi bardzo rano?
— Wychodzę rzadko z domu, ale kiedy się pracuje w nocy, trzeba się czasem wykąpać.
Spojrzałem na nią. Od jednego rzutu oka zrozumiałem wszystko. Była to dziewczyna skazana na pracę przez jakieś nieszczęścia. Pochodziła zapewne z rodziny uczciwych rolników, bo miała na twarzy nieco piegów, jak często ludzie urodzeni na wsi. Jakiś powab cnoty błyszczał w jej rysach.
Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/100
Ta strona została przepisana.