Od czasu jak się wyprowadziłem, stary Gobseck najął mój pokój aby nie mieć sąsiada; kazał też wprawić kratę w drzwi, otworzył mi dopiero wówczas kiedy mnie poznał.
— I cóż, rzekł swoim cichutkim głosem, pryncypał sprzedaje kancelarję?
— Skąd pan wie? Mówił o tem dopiero mnie.
Wargi starca ściągnęły się nakształt firanki, a temu niememu uśmiechowi towarzyszyło zimne spojrzenie.
— Trzeba było aż tego abym cię ujrzał u siebie, dodał sucho po pauzie, w czasie której stałem zmięszany.
— Niech mnie pan posłucha, panie Gobseck odparłem z całym spokojem, na jaki mogłem się zdobyć w obliczu tego starca, który wlepiał we mnie niewzruszone oczy, rażące mnie swoim blaskiem.
Zrobił gest, jakgdyby chciał powiedzieć: „Mów“.
— Wiem, że bardzo trudno jest pana rozczulić. Toteż, nie będę tracił mojej wymowy na to, by panu odmalować położenie dependenta bez grosza. Mam nadzieję jedynie w panu; nie mam w świecie innego serca niż pańskie, w którembym mógł znaleźć zrozumienie swojej przyszłości. Ale dajmy pokój sercu. Interesy trzeba załatwiać po kupiecku a nie romansowo. Oto fakty. Kancelaria pryncypała przynosi rocznie w jego rękach dwadzieścia tysięcy franków, ale sądzę, że w moich warta będzie czterdzieści. Chce mi ją sprzedać za pięćdziesiąt tysięcy talarów. Czuję tutaj, rzekłem
Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/107
Ta strona została przepisana.