Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/111

Ta strona została przepisana.

którego fizjognomia z trudem oblekła wyraz dobroduszności, pozwolisz abym cię odwiedzał?
— Zawsze mi będzie miło.
— Tak, ale rano to będzie trudno. Ty będziesz miał swoje sprawy, ja mam moje.
— Niech pan przychodzi wieczór.
— Och, nie, musisz bywać w świecie, odwiedzać klientów. Ja mam moich przyjaciół, moją kawiarnię.
— On ma przyjaciół! pomyślałem.
— A więc, rzekłem, czemużby pan w takim razie nie miał przyjść w porze obiadu?
— Otóż to, rzekł Gobseck. Po giełdzie, o piątej. Więc dobrze, będę przychodził co środę i co sobotę. Będziemy sobie gwarzyli o interesach jak para przyjaciół. Hehe! ja bywam czasami wesół. Dasz mi skrzydełko kuropatwy i kieliszek szampańskiego, pogadamy sobie. Wiem wiele rzeczy, które dziś już można mówić, a które cię nauczą znać ludzi, a zwłaszcza kobiety.
— Niech będzie kuropatwa i kieliszek szampańskiego.
— Nie rób szaleństw, inaczej straciłbyś moje zaufanie. Nie urządzaj domu na wielką stopę. Weź sobie starą służącą, tylko jedną. Będę cię odwiedzał, aby się upewnić o twojem zdrowiu. Lokuję kapitał na twoją głowę, muszę dopilnować twoich spraw. No, przyjdź dziś wieczór z pryncypałem.
— Czy mógłby mi pan powiedzieć, jeżeli pytanie nie jest niedyskretne, rzekłem do staruszka