Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/114

Ta strona została przepisana.

tykając go w świecie, uniknąłem już kilka razy niebezpiecznego zaszczytu tej znajomości. Jednakże kolega mój tak nalegał abym przyszedł na to śniadanie, że nie mogłem odmówić nie narażając się na opinję fujary. Trudno byłoby pani wyobrazić sobie kawalerskie śniadanie, pani wicehrabino. Niesłychany przepych i wykwint, zbytek sknery który przez próżność stałby się na jeden dzień rozrzutnikiem. Wchodząc, człowiek jest zdumiony porządkiem jaki panuje na stole, olśniewającym od srebra, kryształów, najcieńszej bielizny. Zycie w samym kwiecie: młodzi ludzie są czarujący, uśmiechają się, mówią z cicha, podobni są do młodej oblubienicy, wszystko dokoła nich oddycha dziewiczością. W dwie godziny później, możnaby rzec pobojowisko po walce: wszędzie potłuczone kieliszki, pomięte, pogniecione serwety, napoczęte półmiski na które wstręt bierze patrzeć. I, do tego wszystkiego, krzyki od których pęka głowa, komiczne toasty, huragan dobrych i głupich konceptów, czerwone twarze, rozpalone oczy które nie mówią już nic, bezwiedne wynurzenia które mówią wszystko. Pośród piekielnego zgiełku, jedni tłuką butelki, drudzy śpiewają, ludzie wyzywają się, ściskają lub biją. W powietrzu unosi się nieznośna woń złożona ze stu zapachów i krzyki złożone ze stu głosów. Nikt nie wie już co je, co pije, ani co mówi. Jedni są smutni, drudzy szczebioczą; tego ogarnia monomanja i powtarza jedno słowo niby rozbujany dzwon; tamten chce przekrzyczeć zgiełk; najrozsądniejszy proponuje orgię! Gdyby wszedł