Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/115

Ta strona została przepisana.

tam człowiek przy zdrowych zmysłach, myślałby że trafił na bachanalję.
Wśród tego-to tumultu, pan de Trailles starał się wślizgnąć w moje łaski. Zachowałem mniejwięcej przytomność, miałem się na baczności. Co do niego, mimo że udawał solennie pijanego, panował nad sobą i myślał o interesach. W istocie, nie wiem jak się to stało, ale, kiedy wychodziłem z restauracji około dziewiątej wieczór, przyrzekłem mu, że go nazajutrz zaprowadzę do starego Gobsecka. Słowa: honor, cnota, hrabina, kobieta uczciwa, nieszczęście, wkradły się, dzięki jego złotym ustom, niby czarami w naszą rozmowę.
Kiedym się obudził nazajutrz rano i chciałem sobie przypomnieć com robił w wilję, z trudnością zdołałem powiązać myśli. Coś mi się majaczyło, że córce jednego z moich klijentów grozi utrata reputacji, szacunku i miłości męża, o ile nie znajdzie do południa pięćdziesięciu tysięcy franków. Były tam długi karciane, rachunki powoźnika, pieniądze stracone nie wiem już na co. Mój czarujący towarzysz upewnił mnie, że hrabina jest dosyć bogata, aby kilkoma latami oszczędności wyrównać szczerbę, jaką uczyni w swoim majątku. Dopiero wówczas zaczynałem zgadywać powód nalegań mego towarzysza. Wyznaję ze wstydem, że nie domyślałem się zupełnie, jak bardzo ważnem było dla starego Gobsecka pogodzić się z tym dandysem.
W chwili gdym wstawał, wszedł pan de Trailles.