Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/119

Ta strona została przepisana.

— Prawda!
— Moje weksle będą zapłacone.
— Możebne!
— I w tej chwili kwestja między nami sprowadza się do tego, czy przedstawiam dla pana dostateczne rękojmie na sumę, którą chcę u pana pożyczyć.
— Słusznie.
Turkot dorożki zatrzymującej się u bramy rozległ się w pokoju.
— Pójdę przynieść coś, co panu może wystarczy, wykrzyknął młody człowiek.
— O mój synu! wykrzyknął Gobseck wstając i wyciągając do mnie ręce skoro utracjusz wyszedł, jeżeli ma dobry zastaw, ocalasz mi życie! Jabym tego nie przeżył. Werbrust i Gigonnet myśleli, że mi spłatali figla. Dzięki tobie, uśmieję się z nich serdecznie dziś wieczór.
Radość starca miała coś przerażającego. Była to jedyna chwila wylania, jaką miał ze mną. Mimo krótkiego trwania tej radości, nie wyjdzie mi ona nigdy z pamięci.
— Zrób mi tę przyjemność i zostań tutaj, dodał. Mimo że jestem uzbrojony i pewny mojej ręki jak człowiek który niegdyś polował na tygrysy i bił się na pokładzie o śmierć i życie, nie dowierzam temu frantowi.
Usiadł z powrotem przed biurkiem. Twarz i ego stała się znów blada i spokojna.
— Hoho! rzekł zwracając się do mnie, ujrzysz