Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/120

Ta strona została przepisana.

z pewnością piękną istotę, o której ci mówiłem niegdyś, słyszę w kurytarzu arystokratyczne kroki.
W istocie, młody człowiek wrócił, prowadząc kobietę, w której poznałem ową hrabinę odmalowaną mi niegdyś przez Gobsecka, jedną z córek poczciwego Goriot. Hrabina nie spostrzegła mnie zrazu, stałem przy oknie wyglądając na ulicę. Wchodząc do ciemnego i wilgotnego pokoju lichwiarza, rzuciła nieufne spojrzenie na Maksyma. Była tak piękna, że, mimo jej błędów, żal mi jej, było. Jakiś straszliwy lęk miotał jej sercem, szlachetne i dumne rysy nie umiały pokryć konwulsyjnego skurczu. Ten młody człowiek stał się jej złym duchem. Podziwiałem Gobsecka, który cztery lata wprzódy, z pierwszego wekslu, przejrzał los tych dwojga istot.
— Prawdopodobnie, rzekłem sobie, ten potwór z twarzą anioła panuje nad nią wszelkiemi możliwemi sprężynami: próżność, zazdrość, rozkosz, wir świata.
— Ależ, wykrzyknęła wicehrabina, nawet cnoty tej kobiety stały się dla niego bronią. Wyciskał jej łzy poświęcenia, umiał w niej rozpalić szlachetność wrodzoną naszej płci i nadużywał jej czułości, aby jej drogo sprzedawać zbrodnicze rozkosze.
— Wyznaję, rzekł Derville który nie zrozumiał znaków jakie mu dawała pani de Grandlieu, że nie płakałem nad losem tej nieszczęśliwej istoty tak błyszczącej w oczach świata a tak strasznej dla tego kto czytał w jej sercu; nie, drżałem ze