Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/124

Ta strona została przepisana.

Żywo skinęła głową.
— Nie sporządzę aktu, wykrzyknąłem.
— A to czemu? rzekł Gobseck.
— Czemu? odparłem, pociągając starca do okna aby z nim pomówić pocichu. Ta kobieta jest pod władzą męża, kupno będzie nieważne, nie będzie pan mógł zasłonić się niewiadomością faktu stwierdzonego w samym akcie. Będzie pan musiał tedy przedstawić djamenty, które u pana złożono, a których waga, wartość i szlif będą opisane.
Gobseck przerwał mi skinieniem głowy i zwrócił się do dwojga winowajców.
— Ma słuszność, rzekł. Wszystko zmienione. Ośmdziesiąt tysięcy franków gotówką i zostawicie mi djamenty, dodał głuchym szeptem. Gdy chodzi o ruchomości, posiadanie starczy za tytuł.
— Ale... odparł młody człowiek.
— Wóz albo przewóz, odparł Gobseck oddając puzderko hrabinie, zawiele ryzykuję.
— Lepiejby pani zrobiła rzucając się do nóg męża, szepnąłem pochylając się ku niej.
Lichwiarz zrozumiał zapewne moje słowa z ruchu warg i spojrzał na mnie lodowato. Twarz młodego człowieka stała się trupio blada. Wahanie hrabiny było widoczne. Ladaco zbliżył się do niej i, mimo że mówił bardzo cicho, usłyszałem:
— Żegnam cię, Anastazjo! bądź szczęśliwa! Co do mnie, jutro będę już wolny od trosk.
— Panie, wykrzyknęła młoda kobieta zwracając się do Gobsecka, przyjmuję.