Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/126

Ta strona została przepisana.

Amen, odparł Gobseck, chowając pistolety. Aby dać swoją krew, trzeba ją mieć, mój chłopczyku, a ty masz tylko błoto w żyłach.
Skoro drzwi się zamknęły i powozy odjechały, Gobseck wstał i zaczął tańczyć powtarzając:
— Mam djamenty! mam djamenty! Piękne djamenty! co za djamenty! i nie drogo. Haha! panowie Werbrust i Gigonnet, myśleliście żeście złapali starego Gobsecka! Ego sum papa! jestem mistrzem was wszystkich! W całości zapłacony! Jak oni zgłupieją wszyscy dziś wieczór, kiedy im opowiem całą historję, między dwiema partyjkami domina!
Ta posępna radość, to dzikie okrucieństwo, wywołane posiadaniem kilku białych kamyków, przejęły mnie dreszczem. Byłem niemy i osłupiały.
— Haha! jesteś tu, mój chłopcze, rzekł. Zjemy obiad razem. Zabawimy się u ciebie, bo ja nie prowadzę domu. Wszyscy ci restauratorzy ze swemi przyprawami, ze swemi sosami, winami, struliby samego djabła.
Wyraz mój wrócił mu nagle chłodną obojętność.
— Ty tego nie rozumiesz, rzekł siadając przy kominku i stawiając blaszankę z mlekiem na węglach. Chcesz zjeść ze mną śniadanie? dodał, starczy może na dwóch.
— Dziękuję, odparłem, śniadam dopiero o dwunastej.
W tej chwili szybkie kroki rozległy się w kurytarzu. Przybysz zatrzymał się u drzwi Gobsecka i zapukał kilkakrotnie z wyraźną wściekło-