na, ujrzała może rusztowanie i uczuła rozpalone żelazo kata. Ta kobieta czekała dysząc naszego pierwszego słowa i patrzała na nas błędnym wzrokiem.
— Och! pani, rzekłem wyjmując z kominka kawałek papieru, którego ogień nie dosięgnął, zrujnowała pani swoje dzieci! Ten papier, to był ich legat.
Poruszyła ustami, jakgdyby tknięta paralitycznym atakiem.
— Hehe! wykrzyknął Gobseck, którego głos uczynił na nas wrażenie podobne do zgrzytu mosiężnego świecznika, kiedy się go przesuwa po marmurze.
Po chwili, starzec rzekł spokojnie do mnie:
— Czy chciałby pan wmówić w panią hrabinę, że ja nie jestem prawym właścicielem dóbr, które mi sprzedał pan hrabia? Ten dom od kilku minut należy do mnie.
Uderzenie maczugi spadającej na mą głowę mniejby mi sprawiło bólu i zdumienia. Hrabina zauważyła niepewne spojrzenie, które zwróciłem na lichwiarza.
— Panie! panie! rzekła nie mogąc znaleźć innych słów.
— Masz pan fideikomis? spytałem.
— Możebne.
— Czyżby pan chciał nadużyć zbrodni spełnionej przez panią?
— Właśnie.
Wyszedłem, zostawiając hrabinę przy łóżku
Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/152
Ta strona została przepisana.