Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/159

Ta strona została przepisana.

mi, nakrycia z cienkiego płótna, kosztowną broń. Otworzywszy książkę, widać świeżo poruszoną, znalazłem w niej tysiącfrankowe banknoty. Postanowiłem sobie przepatrzyć starannie najdrobniejsze przedmioty, zbadać podłogi, sufity, ściany, aby znaleźć wszystko złoto, którego tak namiętnie łaknął, był ten Holender, godzien pendzla Rembrandta. Nigdy, w czasie mojej prawniczej karjery, nie widziałem obrazu takiego skąpstwa i dziwactwa. Kiedy wróciłem do sypialni Gobsecka, znalazłem na biurku, przyczynę tego stopniowego nieładu oraz natłoczenia bogactw. Była tam, pod przyciskiem, korespondencja między Gobseckięm a kupcami którym zapewne sprzedawał zwykle swoje prezenty. Otóż, czyto że ci ludzie sparzyli się na sprycie Gobsecka, czy że Gobseck zbytnio się drożył ze swemi towarami, żaden targ nie doszedł do skutku. Nie sprzedał wiktuałów Chevetowi, bo Chevet chciał je wziąć jedynie z trzydziestoma procentami straty. Gobseck targował się o kilka franków, a podczas tych targów towary się psuły. Co się tyczy srebra, nie chciał ponieść kosztów przysyłki. Co do kawy, nie chciał wziąć na siebie braków. Każdy przedmiot dawał powód do sporów zdradzających w Gobsecku pierwsze objawy owego zdziecinnienia, owego niepojętego uporu, właściwego starcom u których silna namiętność przeżyje inteligencję.
Powiedziałem sobie tak, jak on powiedział sam sobie: „Komu przypadną wszystkie te bogactwa?“... Na zasadzie dziwnej wskazówki, jaką