Ósma wybiła, rozległo się wielkie szuranie nóg, gwar rozmowy, służba wniosła świece. Odgadliśmy, że przyległy salon jest zajęty. Poznałem po głosach, kto byli nasi sąsiedzi.
Były to cztery najzuchwalsze kormorany, wylęgłe w pianie, jaka pływa po wciąż odnawiających się nurtach obecnego pokolenia; miłe chłoptasie, których egzystencja jest dość zagadkowa, których posiadłości ani dochodów nikt nie zna, a którzy mimo to żyją sobie dobrze. Ci sprytni kondotierzy nowoczesnego przemysłu, który się stał najokrutniejszą z wojen, zostawiają troski swoim wierzycielom, zachowują przyjemności dla siebie, dbają jedynie o kostjum. Zresztą zuchy zdolne, jak Jan Bart, palić cygaro na baryłce prochu, może dlatego aby nie wypaść z roli; kpiarze jadowitsi od brukowego dzienniczka, kpiarze zdolni kpić z samych siebie; przenikliwi i nieufni, węszący za interesami, chciwi i rozrzutni, zawistni o drugich ale zadowoleni z samych siebie; głębocy politycy kiedy zechcą, analizujący wszystko, odgadujący wszystko, nie zdołali jeszcze wypłynąć w świecie w którym chcieli błyszczeć. Jeden tylko z nich czterech doszedł, ale tylko do stóp drabiny. To jeszcze jest nic mieć pieniądze; dopiero po sześciu miesiącach pochlebstw parwenjusz wie czego mu braknie wówczas. Małomówny, zimny, sztywny, parwenjusz ten, nazwiskiem Finot, miał tę wytrwałość aby się płaszczyć przed ludźmi którzy mogli mu być potrzebni, a ten spryt aby być hardym wobec tych których już nie potrzebował. Podobny do jednej
Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/164
Ta strona została przepisana.