Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/188

Ta strona została przepisana.

oddychało tam cyganerją młodego eleganta, o tyle gotowalnia była jak sanktuarjum: biała, czysta, wysprzątana, ciepła, bez wiatru wiejącego przez szpary, z dywanem na który kobieta mogła skoczyć boso, w koszuli i wystraszona. Tam ocenia się prawdziwego złotego młodzieńca znającego życie! tam, w ciągu kilku minut, może się okazać albo głupcem albo wielkim człowiekiem, w drobnych szczegółach egzystencji które zdradzają charakter. Wspomniana już margrabina, nie, to margrabina de Rochefide, wyszła wściekła z pewnej gotowalni i nigdy do niej nie wróciła: nie znalazła nic improper. Godfryd miał tam szafę pełną...
— Kamizelek, rzekł Finot.
— Et, ty gruby Turcarecie! (Nie wychowam go nigdy)! Ależ nie, ciasteczek, owoców, buteleczek Malagi, Lunelu, zastawę à la Ludwik XIV, wszystko co może ucieszyć wybredny i delikatny żołądek, żołądek doskonale urodzony. Stary szczwany sługus, biegły w weterynarji, chodził koło koni i koło Godfryda, służył bowiem jeszcze u starego pana de Beaudenord, i żywił dla Godfryda tradycyjne przywiązanie, ową chorobę serca, z której kasy oszczędności wyleczyły służbę. Wszelkie szczęście materjalne opiera się na cyfrach. Wy, którzy znacie życie paryskie aż do jego narości, zgadujecie, że trzeba mu było około siedemnastu tysięcy franków renty, płacił bowiem siedemnaście franków podatku, a miał za tysiąc talarów kaprysów. Otóż, drogie dzieci, w dniu w którym obudził się pełnoletnim, margrabia d’Aiglemont przedstawił mu