Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/21

Ta strona została przepisana.

się i potrząsać wymownie głową, i, od czasu od czasu, mówią coś, co uchodzi za dowcip.
Paru bogatych łyków wślizgnęło się w to miniaturowe Saint-Germain, dzięki swoim arystokratycznym przekonaniom albo swemu majątkowi. Ale, mimo ich czterdziestu lat, mówi się tam o nich: „Ten chłopak ma zasady!“ I robi się z nich posłów. Zazwyczaj cieszą się poparciem starych panien, ale też gada się o tem.
Wreszcie paru księży, których przyjmuje się w tem wybranem towarzystwie dla ich sukienki lub dla ich rozumu, i dlatego że owe szlachetne osoby, nudząc się między sobą, wprowadzają do swoich salonów element mieszczański tak jak piekarz dodaje drożdży do ciasta.
Suma inteligencji skupiona we wszystkich tych głowach składa się z pewnej ilości dawnych pojęć, do których mięsza się parę nowych myśli wypiekanych wspólnie co wieczór. Podobne do wody cieknącej z kurka, frazesy wcielające tę myśl mają swój codzienny przypływ i odpływ, swój wiekuisty ruch, ściśle jednaki: kto słyszy ich pusty szmer dzisiaj, usłyszy go jutro, za rok, wiecznie. Wyroki ich, wydawane niezmiennie o sprawach tego świata, tworzą tradycyjną wiedzę, do której nikt nie ma mocy dodać kropelki inteligencji. Życie tych rutynistów kręci się w sferze przyzwyczajeń równie zakrzepłych jak ich poglądy religijne, polityczne, moralne i literackie.
Skoro ktoś obcy dostanie się do tego kółka,