cingenie szacowną ofiarę. Naśmiawszy się zrazu z człowieka, którego długi czas nie rozumiał, powziął dla niego z czasem poważny i głęboki kult, uznając w nim siłę, którą przypisywał jedynie sobie. Od pierwszych swoich kroków w Paryżu, Rastignac doszedł do pogardy dla całego społeczeństwa. Od roku 1820 myślał, jak baron, że istnieją jedynie pozory uczciwego człowieka, i uważał świat za gniazdo wszelkiego zepsucia, wszelkiego szelmostwa. Jeżeli przyjmował wyjątki, osądził ogół: nie wierzył w żadną cnotę, tylko w okoliczności w których człowiek jest cnotliwy. To przeświadczenie było rzeczą jednej chwili; nabył go na szczycie cmentarza Père-Lachaise[1], w dniu w którym odprowadził tam biednego poczciwca ojca swojej Delfiny, zmarłego jako ofiara społeczeństwa, ofiara najszczerszych uczuć, opuszczonego przez córki i zięciów. Postanowił zadrwić sobie z całego świata, paradować przed nim w kostjumie cnoty, uczciwości, pięknych manjer. Ten młody panicz uzbroił się w egoizm od stóp do głów. Kiedy nasz chwat ujrzał Nucingena odzianego w tę samą zbroję, ocenił go tak, jak w średnich wiekach, na turnieju, rycerz zakuty po sam czubek w stal damasceńską, siedząc na rumaku, oceniłby przeciwnika równie dobrze zakutego i na wierzchowcu równej ceny. Ale zmiękł na jakiś czas w rozkoszach Kapui. Miłość kobiety takiej jak baronowa Nucingen może wyzuć człowieka z ego-
- ↑ Ojciec Goriot.