Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/246

Ta strona została przepisana.

tał Werbrust z uśmiechem. — Bez głupstw, Werbrust, rzekł du Tillet, ty znasz ludzi którzy mają jego obligi, posłuchaj mnie, jest dla nas interes do zrobienia. Akcje naszego nowego towarzystwa zyskały dwadzieścia od sta, podniosą się o dwadzieścia pięć z końcem kwartału, wiesz czemu, dają wspaniałą dywidendę. — Filucie, rzekł Werbrust, jedź, jedź dalej, ty jesteś djabeł z długiemi i ostremi pazurami i zatapiasz je w masełku. — Ale pozwól mi mówić, inaczej nie będziemy mieli czasu działać. Wpadłem na pewną myśl, dowiadując się o tej nowinie; na własne oczy widziałem panią de Nucingen we łzach, drży o swój majątek. — Biedna mała! rzekł ironicznie Werbrust. — No i co? podjął ten dawny żyd alzacki, spoglądając na du Tilleta, który zamilkł. — To, że jest u mnie tysiąc akcji po tysiąc franków, które Nucingen mi powierzył do ulokowania, rozumiesz? — Wybornie! — Kupmy z dziesięcioma, z dwudziestoma procentami opustu papierów firmy Nucingen za milion, zarobimy ładną premję na tym milionie, bo będziemy wierzycielami i dłużnikami, będzie istniała kompensacja! Ale działajmy zręcznie, wierzyciele będą mogli myśleć, że my operujemy w interesie Nucingena. Werbrust zrozumiał wówczas sztuczkę która się nastręczała i ścisnął rękę du Tilleta ze spojrzeniem kobiety, która szyje buty sąsiadce. — No i co, wiecie nowinę, rzekł Marcin Falleix: bank Nucingena zawiesza wypłaty? — Ba! odparł Werbrust, nie rozgłaszaj pan tego, pozwól ludziom, którzy mają jego walory, załatwić swoje interesy. — Wiecie