zaszli bardzo daleko w teorji, wysondowali oboje głębokość swoich dusz, zbadali szczerość swych wrażeń. Egzamin ten, mimowolny u Gastona, był u pani de Beauseant rozmyślny. Posługując się wrodzonym lub nabytym sprytem, wygłaszała, nie szkodząc samej sobie, sądy przeciwne własnym, aby poznać myśli pana de Nueil. Była tak dowcipna, tak urocza, była tak bardzo sobą z młodym człowiekiem, który nie mroził jej ufności, gdyż nie sądziła aby go jeszcze ujrzała w życiu, że, po jakiemś jej rozkosznem odezwaniu, Gaston wykrzyknął naiwnie:
— Och, pani, w jaki sposób ktoś mógł panią porzucić?
Wicehrabina zamilkła. Gaston zaczerwienił się, myślał że ją obraził. Ale ona była poprostu zaskoczona pierwszą głęboką i szczerą przyjemnością, jakiej doznała od dnia swego nieszczęścia. Najzręczniejszy uwodziciel nie uczyniłby swoją sztuką postępu, jaki pan de Nueil zawdzięczał temu krzykowi serca. Ten naiwny krzyk młodego chłopca uniewinniał ją we własnych oczach, potępiał świat, oskarżał tego który ją porzucił i usprawiedliwiał samotność, na jaką się skazała. Rozgrzeszenie świata, wzruszająca sympatja, szacunek, tak upragnione, tak okrutnie odmawiane, słowem najtajniejsze jej pragnienia ziściły się w tym okrzyku, strojnym w najsłodsze pochlebstwa serca, oraz w podziw, zawsze chciwie smakowany przez kobiety. Był tedy ktoś, kto ją pojął i zrozumiał, pan de Nueil dawał jej niewinną sposobność uczynienia
Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/44
Ta strona została przepisana.