się z jego serca, sprawił mu ów głęboki ból, który znają ludzie nieśmiali i ambitni, często zmuszeni dławić swoje pragnienia. Mimo to, przerwał milczenie i rzekł drżącym głosem:
— Niech mi pani pozwoli poddać się jednemu z największych wzruszeń mego życia i wyznać uczucia, jakie pani we mnie budzi. Pod pani wpływem serce moje rośnie! chciałbym poświęcić pani życie, dać pani zapomnieć o wszystkich zgryzotach, lub kochać panią za wszystkich tych, którzy cię nienawidzili lub zranili. Ale to jest poryw serca, którego nic dzisiaj nie usprawiedliwia i który powinienbym...
— Dość, rzekła pani de Beauseant. Zaszliśmy oboje za daleko. Chciałam, tłumacząc panu jej smutne przyczyny, złagodzić, o ile w mej mocy, odprawę, do której jestem zmuszona, a nie ściągać komplementy. Zalotność do twarzy jest jedynie kobiecie szczęśliwej. Wierzaj mi pan, pozostańmy sobie obcy. Później, kiedyś, dowie się pan, że nie trzeba zadzierżgać więzów, które z konieczności muszą się kiedyś zerwać.
Westchnęła lekko, czoło jej zmarszczyło się, ale natychmiast odzyskało czystość swego zarysu.
— Cóż to za męczarnia dla kobiety, podjęła, nie móc towarzyszyć ukochanemu mężczyźnie we wszystkich fazach jego życia! A ta jej głęboka zgryzota czyż nie musi odbijać się straszliwie w sercu tego mężczyzny, jeżeli ją bardzo kocha? Czyż to nie jest podwójne nieszczęście?
Nastała chwila milczenia, po której rzekła
Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/48
Ta strona została przepisana.