Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/58

Ta strona została przepisana.

ren, ale to są grymaśnicy. Zresztą nic nie dowodzi, aby przypuszczenie Gastona było prawdziwe.
Wicehrabina wynajęła mały domek nad jeziorem. Kiedy się tam rozgościła, pewnego pięknego wieczora, o zmierzchu, Gaston się zjawił. Jakób, lokaj nawskroś arystokratyczny, nie zdziwił się widząc pana de Nueil, i oznajmił go jak służący przywykły wszystko rozumieć. Słysząc to imię, widząc młodego człowieka, pani de Beauseant upuściła książkę którą miała; w ręce, zdumienie jej dało Gastonowi czas aby podejść i rzec głosem który wydał się jej upajający:
— Z jakąż rozkoszą najmowałem konie, które panią wiozły!
Być tak cudownie wysłuchaną w swoich tajemnych pragnieniach! Gdzież jest kobieta, któraby nie uległa takiemu szczęściu? Włoszka, jedna z owych boskich istot których dusza jest na antypodach Paryżanki i którą z tej strony Alp osądzonoby jako głęboko niemoralną, powiadała czytając francuskie romanse: „Nie rozumiem, poco ci biedni kochankowie tracą tyle czasu na mozolenie się z tem, co powinno być sprawą jednego popołudnia.“ Czemu powieściopisarz nie mógłby, za przykładem tej zacnej Włoszki, nie męczyć nadto swoich słuchaczy ani swego tematu? Byłoby tu wprawdzie parę uroczych rysów zalotności, lube odwłoki na jakie pani de Beauseant zechciała skazać szczęście Gastona aby upaść z wdziękiem jak starożytne dziewice; może też aby się sycić słodyczami pierwszej miłości i do-