Strona:PL Balzac - Kobieta trzydziestoletnia.djvu/102

Ta strona została przepisana.

— Och, rzekła śmiejąc się, to nie dobrze. Niechże pan zostawi próżność tym, którzy nie mają nic innego.
W ten sposób nawiązała się rozmowa między margrabiną a młodym człowiekiem. Stosownie do zwyczaju, poruszyli w jednej chwili mnóstwo przedmiotów: malarstwo, muzykę, literaturę, politykę, ludzi, wypadki, sprawy. Nieznacznie doszli do wiecznego tematu rozmów we Francji i gdzieindziej, do miłości, do uczuć i do kobiet.
— Jesteśmy niewolnicami...
— ...W koronie.
Mniej lub więcej zręczne powiedzenia Karola i margrabiny dałyby się sprowadzić do tego prostego wyrazu wszystkich obecnych i przyszłych rozmów w tej materji. Czyż te dwa zdania nie będą zawsze znaczyły w danej chwili: — Kochaj mnie. — będę cię kochać?
— Pani, rzekł miękko Karol de Vandenesse, jest pani przyczyną, że bardzo mi żal opuszczać Paryż. Z pewnością nie znajdę we Włoszech godziny tak miłej rozmowy.
— Znajdzie pan może szczęście, a to warte więcej niż wszystkie paradoksy, które się wymienia co wieczór w Paryżu.
Przed rozstaniem, Karol uzyskał pozwolenie złożenia margrabinie pożegnalnej wizyty. Był bardzo rad, że prośbie swojej dał akcent szczerości; wieczorem, kiedy szedł spać, i nazajutrz przez cały dzień, niepodobna mu było pozbyć się wspomnienia tej kobiety. Pytał sam siebie, czemu margrabina zwróciła nań uwagę, jakie mogła mieć pobudki wyrażające chęć ujrzenia go jeszcze; czynił niezliczone kombinacje. To zdawało mu się że zgaduje powód tej ciekawości i upajał się nadzieją; to znów stygnął, zależnie od sposobu w jaki tłumaczył sobie tę uprzejmość tak pospolitą w Paryżu. To znaczyła ona dlań wszystko, to znów nic. Chciał się oprzeć skłonności, która go ciągnęła do pani d‘Aiglemont; ale poszedł do niej. Istnieją myśli, którym jesteśmy posłuszni nie znając ich; są w nas bez naszej wiedzy. Mimo że to spostrzeżenie może się wydać raczej paradoksem niż prawdą, każdy szczery człowiek znajdzie na nie