siebie, czy margrabina jest szczera; czy taki ból może być udany; poco miałaby grać rezygnację? Żyła w głębokiej samotności, trawiła w milczeniu swe zgryzoty, pozwalając się ich conajwyżej domyślać w jakimś akcencie, westchnieniu. Z tą chwilą, Karol zainteresował się żywo panią d’Aiglemont. Jednakże, przychodząc na zwykłą wizytę, która stała się dla obojga potrzebą, Vandenesse miewał uczucie, że jego ukochana jest bardziej jeszcze zręczna niż szczera. Ostatnie jego słowo było: „Stanowczo, ta kobieta jest bardzo sprytna“.
Wszedł, ujrzał margrabinę w ulubionej pozie, pozie pełnej melancholji: podniosła nań oczy nie ruszając się z miejsca i rzuciła mu śmiałe spojrzenie, podobne do uśmiechu. Twarz parni d‘Aiglemont wyrażała ufność, przyjaźń, ale nie miłość. Karol usiadł, niezdolny nic powiedzieć. Ogarnęło go wzruszenie, któremu brak jest wyrazu.
— Co panu? rzekła miękko.
— Nic. Owszem, podjął, myślę o rzeczy, która dotąd pani nie uderzyła.
— Co takiego?
— Że... kongres się skończył.
— Ależ pan miał przecie jechać na ten kongres?
Wyraźna odpowiedź byłaby najwymowniejszem i najdelikatniejszem wyznaniem; ale Karol nie dał jej. Fizjognomja pani d’Aiglemont oddychała niewinną przyjaźnią, która niweczyła wszystkie rachuby próżności, nadzieje miłości, sceptycyzm dyplomaty. Nie wiedziała lub udawała iż nie wie że jest kochaną; kiedy zaś Karol, pomięszany, wejrzał w siebie, musiał wyznać, że nie powiedział ani nie uczynił nic, coby ją upoważniało do tej myśli. Tego wieczora margrabina była dlań, jak zawsze, prosta, serdeczna, szczera w swej boleści, szczęśliwa że ma przyjaciela, dumna że spotkała duszę zdolną zrozumieć jej duszę. Nie sięgała dalej; nie przypuszczała aby kobieta mogła dać się uwieść dwa razy. Ona już poznała miłość, chowała ją jeszcze krwawiącą w głębi serca; nie wyobrażała so-
Strona:PL Balzac - Kobieta trzydziestoletnia.djvu/107
Ta strona została przepisana.