Strona:PL Balzac - Kobieta trzydziestoletnia.djvu/138

Ta strona została przepisana.

nieznajomego, aby go trzymać na wodzy, ujrzał człowieka średniego wzrostu, zawiniętego w obszerne i wlokące się futro, takie jakie noszą starcy, widocznie robione nie na jego miarę. Czy przez ostrożność, czy przypadkiem, czoło zbiega było całkowicie zasłonięte kapeluszem, który mu spadał na oczy.
— Panie, rzekł do generała, niech pan opuści ten pistolet. Nie mam zamiaru zostać tu bez pańskiego pozwolenia, ale jeśli wyjdę, śmierć czeka mnie u rogatki. I co za śmierć! Odpowiedziałby pan za nią przed Bogiem. Proszę pana o gościnę na dwie godziny. Niech pan zrozumie, iż, mimo że błagam cię o to, muszę rozkazywać z całym despotyzmem rozpaczy. Żądam gościny na sposób arabski. Muszę być dla pana święty, inaczej umrę. Trzeba mi tajemnicy, schronienia i wody. Och, wody! rzekł chrapliwym głosem.
— Kto pan jesteś? spytał generał, uderzony gorączkową szybkością, z jaką przemawiał nieznajomy.
— A, kto jestem? Więc dobrze, otwórz pan, odchodzę, odparł ów człowiek z wyrazem piekielnej ironji.
Mimo zręczności, z jaką generał manewrował latarką, mógł ujrzeć jedynie dolną część twarzy; nic w niej nie przemawiało na korzyść tej tak osobliwie żądanej gościny. Blade policzki drżały, rysy były kurczowo ściągnięte. W cieniu kapelusza oczy błyszczały jak dwie lampy, od których gasło niemal wątłe światło świecy. Jednakże trzeba było odpowiedzieć.
— Panie, rzekł, mowa pańska jest tak dziwna, że na mojem miejscu pan sam...
— Rozporządza pan mojem życiem, przerwał straszliwym głosem nieznajomy.
— Dwie godziny, rzekł margrabia z wahaniem.
— Dwie godziny, powtórzył tamten.
Ale naraz zerwał z głowy kapelusz gestem rozpaczy, odsłonił czoło, i jakgdyby chciał próbować ostatniego środka, objął generała spojrzeniem, którego blask przeszył gospodarza nawskroś. Ten