do pałacu, wyraz radości i szczęścia zajął na jego twarzy miejsce lęku, spowodowanego nagłym ruchem konia: Julja ścisnęła mu tajemnie rękę, aby podziękować za tę drobną usługę, czy aby rzec: „Zobaczę pana nareszcie!” Skinęła nawet główką w odpowiedzi na pełen szacunku ukłon, jaki oficer złożył, zanim znikł szybko.
Starzec, który jakgdyby umyślnie zostawił młodych, stał poważnie za córką, ale przyglądał się jej ukradkiem, udając — aby jej nie spłoszyć — że pochłonięty jest wspaniałem widowiskiem, jakie przedstawiał w tej chwili Karuzel. Kiedy Julja zwróciła na ojca wzrok niespokojnego uczniaka, starzec odpowiedział łagodnym i wesołym uśmiechem; ale bystre jego oko biegło za oficerem aż do arkady i żaden szczegół tej krótkiej sceny nie uszedł jego baczenia.
— Co za piękny widok, szepnęła Julja, ściskając ojca za rękę.
Wspaniały, malowniczy obraz, jaki przedstawiał w tej chwili Karuzel, wydarł ten okrzyk tysiącom widzów. Wszystkie twarze były olśnione. Drugi rząd publiczności, równie stłoczony jak ten w którym znajdował się starzec z córką, zajmował, równolegle do pałacu, szczupłą przestrzeń wzdłuż kraty. Barwne stroje kobiet uwydatniały olbrzymi czworobok, jaki tworzą zabudowania Tuilleryj oraz świeżo wówczas założone sztachety. Pułki starej gwardji, które miały odbyć rewję, wypełniały to obszerne pole, tworząc nawprost pałacu imponujące błękitne linje grube na dziesięć szeregów. Poza tą przestrzenią i w samym Karuzelu znajdowały się, równolegle ustawione, pułki piechoty i kawalerji, gotujące się do defilady pod łukiem tryumfalnym, na którego szczycie widniały w owej epoce wspaniałe weneckie konie. Muzyka wojskowa, umieszczona pod galerjami Luwru, zakryta była przez pełniących służbę polskich lansjerów. Większa część wysypanego piaskiem czworoboku była pusta, niby arena, przygotowana dla poruszeń owych niemych ciał, których masy, rozmieszczone z całą symetrją sztuki wojennej, odbijały promienie słońca w trójgraniastych zwierciadłach dziesięciu tysięcy bagnetów. Wiatr, poruszając kitki żołnierskie, kołysał niemi jak lasem gnącym się pod naporem wichru. Te stare pułki, błyszczące i nieme,
Strona:PL Balzac - Kobieta trzydziestoletnia.djvu/19
Ta strona została przepisana.