której oczy były wilgotne a policzki zarumieniły się żywo. Pociągnął żywo córkę do ogrodu.
— Ależ ojcze, rzekła, są jeszcze na placu pułki, które będą manewrować.
— Nie, dziecko, cała armja defiluje.
— Mnie się zdaje, papo, że ty się mylisz. Pan d’Aiglemont właśnie dał rozkaz...
— Moje dziecko, jestem cierpiący i nie mogę zostać.
Julja bez trudu uwierzyła ojcu, kiedy spojrzała na jego twarz, która, pod wpływem rodzicielskich niepokojów, przybrała wyraz znękany.
— Bardzo cierpisz? spytała obojętnie, tak dalece myśl jej była gdzieindziej.
— Czyż każdy dzień nie jest mi darowany? odparł starzec.
— Znowu mnie chcesz martwić, mówiąc mi o śmierci. Byłam tak wesoła! Zaraz proszę mi wypędzić te czarne myśli.
— Ach, westchnął ojciec, zepsute dziecko. Najlepsze serca bywają bardzo okrutne. Oddać wam życie, myśleć jedynie o was, pracować na wasz dobrobyt, poświęcić waszym kaprysom istnienie, ubóstwiać was, oddać nawet krew, więc to nic? Ach, tak, wszystko przyjmujecie niedbale. Aby wciąż zdobywać wasze uśmiechy i waszą łaskawą miłość, trzeb aby mieć potęgę Boga. A potem, w końcu, przychodzi inny! kochanek, mąż, i wydzierają nam wasze serca.
Julja spojrzała zdziwiona na ojca, który szedł wolno i patrzył na nią blado.
— Kryjecie się nawet przed nami, ciągnął, ale może i przed sobą...
— Co ty mówisz, ojcze?
— Myślę, Juljo, że ty masz jakąś tajemnicę. Ty kochasz, podjął żywo starzec, widząc rumieniec córki. — Och! łudziłem się, że pozostaniesz wierna staremu ojcu aż do jego śmierci, spodziewałem się zachować cię przy sobie, szczęśliwą i świetną, podziwiać cię taką jaką byłaś dotąd. Nie znając twego losu, mógłbym roić dla
Strona:PL Balzac - Kobieta trzydziestoletnia.djvu/24
Ta strona została przepisana.