— To najpiękniejszy widok, jakiśmy oglądali, rzekła; nie zapomnę go nigdy. Spójrz, Wiktorze, co za przestrzeń, co za rozmaitość. Tu można zrozumieć miłość.
Śmiejąc się niemal konwulsyjnie, ale tak że mąż niczego nie spostrzegł, skoczyła wesoło w wąwóz i znikła.
— Jakto, więc już tak prędko?... rzekła znalazłszy się daleko od pana d’Aiglemont. Ach, tak, drogi mój, za chwilę nie będziemy mogli być i nie będziemy już nigdy sobą; czyli nie będziemy już żyć...
— Chodźmy powoli, rzekł lord Grenville, powozy są jeszcze daleko. Będziemy szli razem, a jeśli wolno nam będzie przelać słowa w nasze spojrzenia, serca nasze będą żyły chwilę dłużej...
Przechadzali się nad wodą, przy ostatnich blaskach wieczoru, prawie w milczeniu, szepcąc bezładne słowa, łagodne jak szmer Loary, ale przenikające duszę. Zachodzące słońce, nim znikło, spowiło ich czerwonym blaskiem, niby melancholijny obraz tej nieszczęsnej miłości.
Bardzo niespokojny że nie znajduje powozu w oznaczonem miejscu, generał szedł za kochankami lub wyprzedził ich nie mieszając się do rozmowy. Szlachetne i delikatne postępowanie Anglika w czasie tej podróży rozproszyło jego podejrzenia: od jakiegoś czasu zostawiał żonie swobodę, ufając punickiej wierze lorda-doktora. Artur i Julja szli wciąż w smutnej i bolesnej harmonji swych udręczonych serc. Niedawno, wstępując na szkarpy Montcontour, mieli oboje mgliste nadzieje, niepokój szczęścia, z którego nie śmieli sobie zdać sprawy; ale, idąc brzegiem rzeki, zwalili wątłą budowę rojeń nad którą nie śmieli oddychać, jak dzieci przewidujące upadek swego pałacu z kart. Byli bez nadziei.
Tegoż wieczora lord Grenville wyjechał. Ostatnie spojrzenie, jakiem objął Julję, dowiodło niestety, że od chwili gdy sympatja zdradziła im siłę ich namiętności, miał słuszność nie ufając sobie.
Kiedy nazajutrz państwo d’Aiglemont znaleźli się w powozie bez towarzysza podróży, przebiegając szybko drogę, którą w — r. 1814
Strona:PL Balzac - Kobieta trzydziestoletnia.djvu/66
Ta strona została przepisana.