Margrabina czytała i nie słyszała już nic. Najżywsze uczucia, najniebezpieczniejsze podniecenie malowały się na twarzy pani d‘Aiglemont; bladła i czerwieniła się naprzemian. W końcu rzuciła list w ogień.
— Ten list to płomień! Och, dławię się.
Wstała, przeszła kilka kroków, oczy jej pałały.
— On nie wyjechał z Paryża! wykrzyknęła.
Bezładne zdania, których pani de Wimphen nie śmiała przerywać, przeplatane były straszliwemi pauzami. Po każdej takiej przerwie, zdania wydzierały się z głębszym jeszcze akcentem. Ostatnie słowa miały coś przerażającego.
— Wciąż widywał mnie bez mej wiedzy. Jedno moje spojrzenie, podchwycone co dnia, pozwala mu żyć. Ty nie wiesz, Ludwiko! on umiera i prosi aby mnie mógł pożegnać, wie że mąż wyjechał na kilka dni. Przyjdzie tu za chwilę. Och, ja zginę. Słuchaj, zostań ze mną. Wobec dwóch kobiet nie będzie śmiał... Och, zostań, lękam się samej siebie.
— Ale mój mąż wie, że byłam u ciebie na obiedzie, odparła pani de Wimphen, ma tu wstąpić po mnie.
— A więc nim odejdziesz, wyprawię Artura. Będę katem dla nas obojga. Niestety, będzie myślał, że go już nie kocham. A ten list! wierzaj, tam były słowa, które widzę wypisane głoskami z płomienia.
Powóz zaturkotał pod bramą.
— Ach, zawołała margrabina z radością, przychodzi jawnie bez tajemnicy.
Margrabina stała nieruchoma. Na widok Artura, bladego, wynędzniałego, pierzchła myśl o surowości. Mimo iż lordowi Grenville sprawiło wielką przykrość to że nie zastał Julji samej, zdawał się spokojny i chłodny. Ale na te dwie kobiety, świadome jego tajemnicy, zachowanie jego, głos, spojrzenie, wszystko to działało hipnotycznie. Margrabina i pani de Wimphen stały odrętwiałe na widok tej strasznej boleści. Głos lorda Grenville przyprawiał Julję o tak
Strona:PL Balzac - Kobieta trzydziestoletnia.djvu/71
Ta strona została przepisana.