Strona:PL Balzac - Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert.djvu/112

Ta strona została przepisana.

W pięć lat później, w listopadzie, pewnego popołudnia, hrabia Paweł de Manerville, zawinięty w płaszcz, z pochyloną głową, wszedł tajemniczo do rejenta Mathias w Bordeaux. Za stary aby się zajmować interesami, poczciwiec sprzedał kancelarję i dożywał spokojnie dni w jednym ze swoich domów, gdzie osiadł. Pilna sprawa kazała mu wyjść z domu w chwili gdy gość się zjawił; ale stara gospodyni, uprzedzona o przybyciu Pawła, zaprowadziła go do pokoju pani Mathias, zmarłej przed rokiem.
Strudzony długą podróżą. Paweł spał do wieczora. Wróciwszy, starzec zaszedł spojrzeć na dawnego klienta i popatrzył na śpiącego, jak matka patrzy na dziecko. Joanna udała się za panem i stała przy łóżku podpierając się pod boki.
— Rok temu, Joasiu, kiedy odbierałem w tem miejscu ostatnie tchnienie mojej drogiej żony, nie wiedziałem, że wrócę tu, aby zobaczyć pana hrabiego nawpół żywego.
— Biedny pan! jęczy przez sen, rzekła Joasia.
Były rejent odpowiedział jedynie mruknięciem „Do paralusza!“ — niewinnem zaklęciem, oznaczającem u niego zniechęcenie człowieka, który spotyka trudności nie do przezwyciężenia.
— Bądź co bądź, powiedział sobie, ocaliłem mu Lanstrac, Auzac, Saint-Froult i pałac w Paryżu!
Mathias policzył ma palcach i wykrzyknął:
— Pięć lat, oto pięć lat w tym właśnie miesiącu, jak jego stara ciotka, dziś nieboszczka, godna pani de Maulincour, prosiła dla niego o rękę tego małego krokodyla przebranego za kobietę, która ostatecznie, jak się spodziewałem, zrujnowała go.
Przyjrzawszy się dobrą chwilę młodemu człowiekowi, poczciwy stary podagryk, wsparty na lasce, udał się wolnemi krokami na przechadzkę po ogródku. O dziewiątej dano wieczerzę, bo Mathias jadał wieczerzę. Starzec zdziwił się niepomału, widząc Pawła ze spokojnem czołem, z twarzą pogodną, mimo iż znacznie zmienioną. Je-