Strona:PL Balzac - Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert.djvu/120

Ta strona została przepisana.

Powiedz ten szczegół panu hrabiemu, nie zapomnij, to mogłoby wpłynąć na zmianę jego postanowienia.
— I trzebaby go wysadzić na ląd? spytał majtek.
— Tak, mój przyjacielu, odparł nierozważnie rejent.
Majtek jestto we wszystkich krajach istota osobnego kroju, która prawie zawsze żywi niesłychaną pogardę dla mieszkańców lądu. Co się tyczy mieszczuchów, nie rozumie ich zupełnie; nie umie ich sobie wytłumaczyć, kpi sobie z nich, okrada ich jeśli może, nie uważając aby się mijał z uczciwością. Ten majtek, to był przypadkowo Bretończyk, który wyciągnął tylko jeden wniosek z poleceń dobrego Mathias.
— Aha! powiedział sobie wiosłując. Wysadzić go na ląd! pozbawić kapitana jednego pasażera! Gdyby się słuchało tych ananasów, trzebaby tylko ich ładować i wysadzać. Czy on się boi, że synalek nabawi się kataru?
Majtek oddał tedy Pawłowi listy, nie mówiąc nic. Poznając pismo żony i de Marsaya, Paweł domyślił się, co te dwie osoby mogą mu powiedzieć i nie chciał dać na siebie wpływać propozycjami, które podsuwa im ich przywiązanie. Schował tedy z pozorną obojętnością listy do kieszeni.
— I poto oni nas niepokoją! Ot, głupstwa, rzekł majtek po bretońsku do kapitana. Gdyby to było coś ważnego, jak mówił ten stary kirus, czy pan hrabia wpakowałby poprostu list za pazuchę?
Pochłonięty smiutnemi myślami, które ogarniają najsilniejszych ludzi w takich okolicznościach, Paweł pogrążył się w melancholji, pozdrawiając ręką starego przyjaciela, żegnając się z Francją i patrząc na gmachy Bordeaux, które znikały szybko. Usiadł na zwoju lin. Noc zaskoczyła go zatopionego w dumaniach. Z mrokiem wieczornym ogarnęły go wątpliwości: zatapiał w przyszłość niespokojne oko; zgłębiając ją, widział same niebezpieczeństwa i niepewności, spytał sam siebie czy mu nie zbraknie odwagi. Ogarnęły go nieokreślone obawy na myśl o Natalji zostawionej sobie; żałował swego postanowienia, żal mu było Paryża i minionego życia. Chwyciła go