Strona:PL Balzac - Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert.djvu/157

Ta strona została przepisana.

— Ależ słuchajcie!
— Bredzisz, mój drogi, rzekł Boucard.
— Czy Kurcjusz to jest widowisko? rzekł Godeschal.
— Nie, odparł naczelny, to muzeum figur woskowych.
— Zakładam się o sto franków przeciw jednemu su, odparł Godeschal, że gabinet Kurcjusza stanowi zbiór rzeczy, którym się daje miano widowiska. Zawiera rzeczy do oglądania po rozmaitych cenach, zależnie od miejsc które się chce zająć.
— Bum cyk, bum cyk, bum cyk, cyk, cyk, zanucił Simonnin.
— Uważaj, żebyś nie oberwał po gębie, ty! rzekł Godeschal.
Dependenci wzruszyli ramionami.
— Zresztą nie jest dowiedzione, że ta stara małpa nie zakpiła sobie z nas, rzekł przerywając swój wywód, stłumiony śmiechem reszty dependentów. Faktem jest, że pułkownik Chabert naprawdę nie żyje; żona jego wyszła powtórnie za mąż za hrabiego Feiraud, radcę stanu. Pani Ferraud jest klientką naszej kancelarji!
— Odkłada się sprawę do jutra, rzekł Boucard. Do roboty, panowie. Kroćset bomb! Nic się tu nie robi. Kończcież swoje podanie, musi być wniesione przed sesją w czwartej Izbie. Sprawa idzie na stół dziś. Dalej, na koń.
— Gdyby to był pułkownik Chabert, czyżby nie zaaplikował kopniaka temu kawalarzowi Simonnin, kiedy mu odstawiał głuchego? rzekł Desroches, uważając tę refleksję za istotniejszą od uwag Godeschala.
— Skoro rzecz jest nierozstrzygnięta, zgódźmy się, że pójdziemy na drugie piętro do Komedji Francuskiej zobaczyć Talmę w Neronie. Simonnin pójdzie na parter.
Zaczem Naczelny usiadł przy biurku, a wszyscy poszli za jego przykładem.
Wydanego w czerwcu roku tysiąc ośmset czterdziestego (pełnemi literami), rzekł Godeschal, macie już?
— Tak, odparli dwaj kopiści, których pióra zaczęły znów