nierz, który za ojcowiznę miał tylko swoje męstwo, za rodzinę cały świat, za ojczyznę Francję, za opiekuna Boga.
„Źle mówię! miałem ojca, Cesarza! Och gdyby on żył, kochany człowiek, i gdyby ujrzał swego Chaberta, jak mnie nazywał, w podobnym stanie: ależ byłby wpadł w furję! Cóż pan chce, nasze słońce zaszło, zimno jest nam wszystkim. Ostatecznie, wypadki polityczne mogły usprawiedliwić milczenie żony!
„Boutin ruszył w drogę. On był szczęśliwy! Miał dwa białe niedźwiedzie, wspaniale tresowane, z których żył. Nie mogłem mu towarzyszyć: cierpienia moje nie pozwalały mi na odbywanie długich marszów. Płakałem, proszę pana, kiedyśmy się żegnali; towarzyszyłem mu tak długo, jak tylko stan mój pozwalał mi dotrzymać kroku niedźwiedziom i jemu. W Karlsruhe miałem napad newralgji w głowie, leżałem sześć tygodni na słomie w oberży! Nie skończyłbym, proszę pana, gdyby mi trzeba było opowiadać niedole swego żebraczego życia. Ale cierpienia moralne, przy których bledną cierpienia fizyczne, budzą mniej współczucia, bo się ich nie widzi. Przypominam sobie, że płakałem przed hotelem w Strassburgu, gdzie wydałem niegdyś bal, i gdzie nie dostałem nic, nawet kawałka chleba. Ustaliwszy z Boutinem drogę którą miałem iść, wstępowałem do każdego biura pocztowego pytać czy niema dla mnie listu i pieniędzy. Zaszedłem aż do Paryża, nie znalazłszy nic. Ile rozpaczy trzeba mi było połknąć! „Boutin musiał umrzeć“, powiadałem sobie.
W istocie, nieborak padł pod Waterloo. Dowiedziałem się o jego śmierci później, przypadkiem. Jego poselstwo do mojej żony było zapewne daremne. Wreszcie wszedłem do Paryża równocześnie z Kozakami. Dla mnie była to boleść po boleści. Widząc Moskali we Francji, nie pamiętałem już że nie mam trzewików na nogach ani pieniędzy w kieszeni. Tak, panie, odzież moja w strzępach. W wilję przybycia, musiałem biwakować w lasach Claye. Chłód nocny przyprawił mnie najwidoczniej o atak jakiejś choroby, która mnie chwyciła, kiedy przechodziłem przez miasteczko Saint-Martin. Padłem prawie zemdlony w bramie handlarza żelazem.
Strona:PL Balzac - Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert.djvu/170
Ta strona została przepisana.