— I pan to nazywasz sprawiedliwością? rzekł pułkownik osłupiały.
— Ależ, oczywiście...
— Ładna sprawiedliwość.
— Taka jest, drogi pułkowniku. Widzi pan, że to, co panu się wydawało łatwe, nie jest łatwe. Pani Ferraud może nawet chcieć zachować część którą jej dał Cesarz.
— Ależ ona nie była wdową, dekret jest nieważny...
— Zgoda. Ale o wszystko można się prawować. Niech mnie pan posłucha. W tych okolicznościach, sądzę że ugoda byłaby, i dla pana i dla niej, najlepszem rozwiązanem. Pan zyskasz na tem majątek znaczniejszy niż ten do którego miałbyś prawo.
— Toby znaczyło sprzedać swoją żonę!
— Z dwudziestoma czterema tysiącami franków renty i pozycją, znajdzie pan kobiety, które panu lepiej się nadadzą niż własna zona i które panu dadzą więcej szczęścia. Zamierzam dziś udać się do hrabiny Ferraud, aby wybadać grunt; ale nie chciałem uczynić tego kroku nie uprzedziwszy pana.
— Chodźmy razem.
— Tak jak pan wygląda? rzekł adwokat. Nie, pułkowniku, nie. Mógłby pan tam całkowicie przegrać swój proces...
— Czy mój proces jest do wygrania?
— Na wszystkich punktach, odparł Derville. Ale, drogi pułkowniku, pan nie bierze w rachubę jednej rzeczy. Ja nie jestem bogaty, nie spłaciłem jeszcze swojej kancelarji. Jeżeli trybunały przyznaj? panu prowizję, to znaczy zaliczkę na rachunek pańskiego majątku, nie przyznają ci jej wprzód, aż kiedy cię uznają hrabią Chabert, wielkim oficerem Legji Honorowej.
— Prawda, to ja jestem wielkim oficerem Legji Honorowej, nie myślałem już o tem, rzekł naiwnie.
— A więc, aż do tej pory, ciągnął Derville, czyż nie trzeba się procesować, płacić adwokatów, ponosić koszta sądowe, smarować łapę woźnym, no i żyć? Koszta wstępnych instancyj wyniosą, tak
Strona:PL Balzac - Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert.djvu/181
Ta strona została przepisana.