na oko, dwanaście do piętnastu tysięcy franków. Ja ich nie mam, jestem wyczerpany olbrzymiemi procentami, które płacę temu[1] kto mi pożyczył pieniędzy na kupno kancelarji. A pan? skąd je pan weźmie?
Grube łzy spłynęły ze zmęczonych oczu biednego żołnierza i potoczyły się po zmarszczonych licach. Na widok tych trudności stracił odwagę. Ustrój społeczny i sądowy ciężyły mu na piersiach jak zmora.
— Pójdę, wykrzyknął, pod kolumnę na placu, Vendôme i będę krzyczał: „Ja jestem pułkownik Chabert, który rozbił czworobok Moskali pod Eylau!“ Ten posąg z bronzu mnie pozna!
— I ani chybi, zamkną pana w Gharenton.
Na to straszliwe miano podniecenie żołnierza opadło.
— Czy nie byłoby dla mnie jakich widoków w mimisterjum wojny?
— Mimisterjum! rzekł Derville. Idź pan tam, ale mając w doskonałym porządku wyrok sądowy obalający akt pańskiego zgonu. Rząd radby schować pod ziemię niedobitków Cesarstwa.
Pułkownik stał jakiś czas osłupiały, nieruchomy, patrząc a nie widząc, pogrążony w rozpaczy bez dna. Sprawiedliwość wojskowa jest szczera, szybka, rozstrzyga na sposób turecki i sądzi prawie zawsze dobrze; ta sprawiedliwość, to była jedyna jaką znał Chabert. Widząc labirynt trudności, w który trzeba się było zapuścić, widząc ile trzeba pieniędzy aby go przebyć, biedny żołnierz otrzymał śmiertelny cios w ową swoistą ludzką władzę, która nazywa się wolą. Wydało mu się niemożliwe żyć pieniając się; tysiąc razy prostsze było dlań zostać biednym, żebrakiem, wstąpić jako prosty kawalerzysta do wojska, jeśli jaki pułk go zechce. Cierpienia moralne i fizyczne podkopały już jego organizm. Miał zaród jednej z owych chorób, dla których medycyna nie ma nazwy, których siedziba jest do pewnego stopnia zmienna, jak system nerwowy, naj-
- ↑ Gobseck.