— Nazywaj go swoim mężem biedne dziecko, odparł pułkownik z dobrocią. Czyż nie jest ojcem twych dzieci?
— A więc, ciągnęła, jeśli on mnie zapyta co ja tu robiłam, jeśli się dowie, że się zamknęłam z nieznajomym, co mu powiem? Proszę pana, dodała przybierając postawę pełną godności, niech pan rozstrzyga o mym losie, jestem gotowa na wszystko...
— Moje dziecko, rzekł pułkownik ujmując dłonie żony, postanowiłem poświęcić się całkowicie dla twego szczęścia...
— To niemożliwe, wykrzyknęła czyniąc mimowoli konwulsyjny gest. Pomyśl, musiałbyś wówczas wyrzec się samego siebie, i w sposób legalny...
— Jakto, rzekł pułkownik, moje słowo ci nie wystarcza?
Słowo legalny ugodziło w serce starca i zbudziło w nim mimowolne podejrzenia. Zwrócił na żonę wzrok, pod którym się zarumieniła, spuściła oczy; on zląkł się, że będzie musiał nią gardzić. Hrabina bała się, że uraziła delikatność, uczciwość człowieka, którego charakter i przymioty znała. Mimo że te myśli powlekły na chwilę chmurą ich czoła, niebawem wróciła harmonja. Oto jak. Krzyk dziecka rozległ się w oddali.
— Julku, zostaw siostrę w spokoju, wykrzyknęła hrabina.
— Jakto, twoje dzieci są tutaj? spytał pułkownik.
— Tak, ale zabroniłam im naprzykrzać się tobie.
Stary żołnierz zrozumiał delikatność, takt kobiety zawarty w tej uprzejmości, ujął rękę hrabiny aby ją ucałować.
— Niechże przyjdą, rzekł.
Dziewczynka przybiegła, aby się poskarżyć na brata.
— Mamo!
— Mamo!
— To on...
— To ona...
Ręce wyciągnęły się ku matce i dwa głosy dziecięce zmięszały się. Niespodziany i rozkoszny obrazek!
— Biedne dzieci! wykrzyknęła hrabina nie wstrzymując już
Strona:PL Balzac - Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert.djvu/203
Ta strona została przepisana.