kówce; podziękował tępem spojrzeniem, mówiąc:
— Dzielne wiarusy!
Stanął w pozycji, udał że mierzy do nich z fuzji i wykrzyknął z uśmiechem:
— Ognia z dwu armat! Niech żyje Napoleon! I opisał laską w powietrzu fantastyczny zygzak.
— Zdziecinniał od rany którą otrzymał, rzekł Derville.
— On zdziecinniał! rzekł stary mieszkaniec przytułku, który patrzył na nich. Och, są dni, w których niebezpiecznie byłoby mu nastąpić na nogę. To stary filut, kawałek filozofa, poety. Ale dziś, cóż panowie chcecie? zakropił się trochę biedaczysko. On tu już był w roku 1820. W owym czasie, oficer pruski, którego kolaska jechała pod górę do Villejuif, przechodził tędy pieszo. Siedzieliśmy obaj z Jackiem przy drodze. Ten oficer szedł rozmawiając z drugim, Moskalem czy innym takim bydlakiem. Zobaczywszy starego, Prusak, chcąc się bawić w dowcipnisia, odezwał się: — Ten stary wiarus musiał być pod Rosbach. — Za młody byłem na to, odparł Jacek, ale zdążyłem być pod Jeną. Na to Prusak zwinął ogon pod siebie i poszedł nie pytając już o nic.
— Co za los! rzekł Derville. Wyszedłszy z domu podrzutków, kończy w przytułku dla starców, pomógłszy, między jednem a drugiem, Napoleonowi zdobyć Egipt i świat. — Czy ty wiesz, mój drogi, że istnieją w naszem społeczeństwie trzej ludzie, ksiądz, lekarz i prawnik, którzy nie mogą szanować świata? Noszą czarne suknie, może dlatego że noszą żałobę po wszystkich cnotach, po wszystkich złudzeniach. Najnieszczęśliwszy ze wszystkich trzech, to adwokat. Kiedy człowiek idzie do księdza, idzie tam party skruchą, wyrzutem, wiarą które czynią go interesującym, większym, i które są pociechą dla duszy pośrednika: zadanie jego nie wolne jest od słodyczy, oczyszcza, godzi, naprawia. Ale my, adwokaci, patrzymy na powtarzające się złe uczucia, nic ich nie poprawia, nasze kancelarje to ścieki, których nie da się oczyścić. Iluż rzeczy dowiedziałem się pełniąc swoje rzemiosło! Widziałem ojca umierającego
Strona:PL Balzac - Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert.djvu/212
Ta strona została przepisana.