Strona:PL Balzac - Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert.djvu/24

Ta strona została przepisana.

chaamps czwórki pp. de Marsay i de Manerville, doprawdy bajeczne“. Słowem, tysiąc głupstw, któremi masa głupców wodzi mas za nos. Zaczynam spostrzegać, że to życie, w którem się jeździ zamiast chodzić, zużywa nas i postarza. Wierzaj mi, drogi Henryku, podziwiam twoją siłę, ale jej nie zazdroszczę. Ty umiesz wszystko osądzić, umiesz myśleć i działać jak mąż Stanu, stawiać się ponad prawa, ponad obowiązujące pojęcia, przesądy, konwenanse; słowem, czerpiesz korzyści z sytuacji, której ja zawsze będę dźwigał jedynie przykrości. Twoje wywody, zimne, systematyczne, może realne, są w oczach tłumu potworną niemoralnością. Ja należę do tłumu. Muszę grać wedle reguł społeczeństwa w którem mi trzeba żyć. Stając na szczycie rzeczy ludzkich, na tych cyplach lodowych, ty potrafisz czuć i żyć: jabym tam umarł. Życie tłumu, do którego sobie poprostu należę, składa się ze wzruszeń, których obecnie potrzebuję. Często człowiek, mający rzekome szczęście do kobiet, kokietuje z dziesięcioma a nie ma ani jednej; przytem, jakakolwiek byłaby jego siła, zręczność, znajomość świata, zdarzają się chwile, w których czuje się zmęczony. Ja lubię życie spokojne i równe, pragnę miłej egzystencji, w której ma się wciąż kobietę przy boku.
— Małżeństwo, to rzecz bardzo lekkomyślna, wykrzyknął de Marsay.
Paweł nie dał się zbić z tropu i ciągnął dalej:
— Śmiej się, jeżeli chcesz, ja będę się czuł najszczęśliwszy w świecie, kiedy służący wejdzie do mnie oznajmiając: „Jaśnie pani czeka pana ze śniadaniem“. Kiedy będę mógł wieczór, wróciwszy do domu, znaleźć serce...
— Wciąż za lekko, Pawełku! Nie jesteś jeszcze dość moralny aby się żenić.
— ...Serce, któremu będę mógł zwierzyć swoje sprawy, opowiedzieć swoje sekrety. Chcę żyć z żoną tak blisko, aby nasze przywiązanie nie było zależne od lada błahostki, od sytuacyj w których najładniejszy chłopiec może się skompromitować w oczach kobiety.