Strona:PL Balzac - Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert.djvu/56

Ta strona została przepisana.

kurtyzany; spojrzenia jego zwiastowały na termometrze duszy stopień namiętności, w którym mężczyzna popełnia tysiące głupstw.
— Natalja jest tak piękna, szepnął teściowej, że pojmuję szał, który każe nam opłacić rozkosz śmiercią.
Pani Evangelista odpowiedziała potrząsając głową: — Frazesy! Mąż nie opowiadał mi takich historji; ale wziął mnie bez majątku i przez trzynaście lat nie sprawił mi przykrości.
— Czy to lekcja? rzekł Paweł śmiejąc się.
— Wiesz jak cię kocham, drogie dziecko! rzekła ściskając mu rękę. Zresztą, czyż nie trzeba bardzo cię kochać, aby ci dać moją Natę?
— Dać mnie, dać manie! rzekła dziewczyna śmiejąc się i poruszają wachlarzem z piór indyjskich ptaków. Co wy tam szeptacie?
— Mówiłem, odrzekł Paweł jak bardzo panią kocham, skoro formy zabraniają mi wyrazić pani moich pragnień.
— Czemu?
— Lękam się siebie.
— Och, jest pan za sprytny, aby nie umieć dobrze oprawić klejnotów pochlebstwa. Chce pan, abym powiedziała co myślę? A więc, wydaje mi się pan zbyt inteligentny, bardziej niżby przysłało zakochanemu. Być kwiatem młodzieży i posiadać pańską główkę, rzekła spuszczając oczy, to za wiele atutów; powinno się wybierać. Ja też się boję!
— Czego?
— Nie mówmy tak. Nie uważasz, mamo, że ta rozmowa jest niebezpieczna, póki kontrakt nie będzie podpisany?
— Za chwilę będzie, rzekł Paweł.
— Chciałabym wiedzieć, co tam sobie mówią Achilles z Nestorem, rzekła Najtalja wskazując gestem dziecinnej ciekawości drzwi saloniku.
— Mówią o naszych dzieciach, o naszej śmierci i tym podobnych głupstwach; liczą nasze talary, aby nam powiedzieć, czy