Strona:PL Balzac - Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert.djvu/61

Ta strona została przepisana.

— Chcieć a móc, to dwie zupełnie różne rzeczy, rzekł dwornie Solonet.
— A więc, rzekł Mathias, nie mówmy o pani małżeństwie. Może pani, i pragniemy tego wszyscy, żyć jeszcze czterdzieści pięć lat. Otóż, skoro pani zachowuje dla siebie używalność majątku pana Evangelista, zatem, na czas jej życia, dzieci pani mają zawiesić zęby na kołku?
— Co to znaczy to wszystko? rzekła wdowa. Co to ma być ta używalność i ten kołek?
Solonet, człowiek światowy, człowiek dobrego tonu, zaczął się śmiać.
— Zaraz to przetłumaczę, odparł poczciwiec. Jeżeli pani dzieci chcą być rozsądne, pomyślą o przyszłości. Myśleć o przyszłości, znaczy oszczędzać połowę dochodu, w przypusczeniu że będzie się miało tylko dwoje dzieci, którym trzeba dać najpierw staranne wychowanie, a potem grube wiano. Pani córka i pani zięć będą tedy skazani na dwadzieścia tysięcy franków renty, a oboje wydawali dotąd po pięćdziesiąt. To jeszcze nic. Mój klient będzie musiał wypłacić kiedyś dzieciom miljon sto tysięcy franków majątku po matce, a może ich nigdy nie otrzyma, o ile żona jego umrze, a pani będzie żyła jeszcze, co może się zdarzyć. Sumiennie mówiąc, podpisać taki kontrakt, czy nie znaczy rzucić się ze związanemi rękami i nogami w wodę? Chce pani zapewnić szczęście córce? Jeżeli kocha męża (uczucie o którem rejentom nie wolno powątpiewać), będzie dzieliła jego zgryzoty. Proszę pani, z tego co widzę, może umrzeć ze zmartwienia, bo będzie w nędzy. Tak, pani, dla ludzi którym trzeba sto tysięcy rocznie, nędza, to mieć tylko dwadzieścia tysięcy. Gdyby, z miłości, pan hrabia robił szaleństwa, żona zrujnowałaby go podniesieniem należnych jej sum w dniu w którym zdarzyłoby się jakieś nieszczęście. Staję tu w obronie pani, ich, ich dzieci, wszystkich.
— Poczciwina wystrzelał całą amunicję, pomyślał Solonet da-