Strona:PL Balzac - Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert.djvu/76

Ta strona została przepisana.

dla ciebie niż dla siebie. Ty jesteś całą moją ambicją, żyję tylko w tobie.
Słysząc te słowa, płynące wprost z serca, zwłaszcza widząc błękit oczu Pawła, którego spojrzenie zarówno jak czoło nie zdradzało żadnej ukrytej myśli, pani Evangelista uczuła przypływ radości. Wyrzucała sobie ostre słowa, któremi bodła zięcia; w upojeniu tryumfu postanowiła rozpogodzić przyszłość. Odzyskała spokój, nadała oczom wyraz słodyczy który jej przysparzał tyle uroku, i odparła: — I ja mogę ci powiedzieć toż samo. Toteż, drogie dziecko, może moja hiszpańska natura poniosła mnie dalej niż chciało serce. Bądź tem, czem jesteś, dobrym jak Bóg: nie chowaj do mnie urazy za parę niebacznych słów. Podaj mi rękę.
Paweł był zawstydzony, poczuwał się do tysiącznych win, uściskał panią Evangelista.
— Drogi Pawle, rzekła wzruszona, czemu te dwa gryzipiórki nie załatwiły tego wszystkiego bez nas, skoro wszystko miało się tak dobrze ułożyć.
— Nie byłbym wiedział, odparł Paweł, jaka pani jest szlachetna i wielka.
— Pięknie, Pawełku, rzekła Natalja ściskając mu rękę.
— Mamy, rzekła pani Evangelista, kilka rzeczy do załatwienia, drogie dziecko. Córka i ja jesteśmy wyższe ponad głupstwa, do których niektórzy ludzie przywiązują tyle wagi. Tak więc, Natalja nie potrzebuje wcale djamentów, daję jej swoje.
— Och, droga mamo, myślisz że mogłabym je przyjąć? wykrzyknęła Natalja.
— Tak, dziecko, należą do warunków kontraktu.
— Nie chcę, nie wyjdę za mąż, odparła żywo Natalja. Zachowaj te klejnoty, które ojciec ofiarowywał ci z taką radością. Jak pan Paweł może wymagać?...
— Cicho bądź, drogie dziecko, rzekła matka, której oczy napełniły się łzami. Moja nieznajomość interesów skazuje mnie na więcej jeszcze!