on swem pragnieniem, ona ciekawością i oczekiwaniem, widzący życie jak niebo bez chmurki, bogaci, młodzi, zakochani, szeptali sobie coś bezustanku do ucha. Zbrojąc już swą miłość pancerzem legalności, Paweł ledwie pozwalał sobie ucałować końce palców Natalji, musnąć jej śnieżny grzbiet, otrzeć się o jej włosy, kradnąc wszystkim spojrzeniom rozkosze tej nielegalnej śmiałości. Nataljia igrała wachlarzem z piór indyjskich, który jej ofiarował Paweł; dar, który, wedle zabobonów niektórych krajów, jest dla miłości wróżbą równie nieszczęśliwą jak darowane nożyczki albo jakikolwiek ostry instrument, co zapewne przypomina mityczne Parki. Siedząc koło dwóch rejentów, pani Evangelista słuchała z największą uwagą. Wysłuchawszy rachunku z opieki, misternie ułożonego przez Soloneta, który z trzech miljonów i kilkuset tysięcy, zostawionych przez pana Evangelista, sprowadzał część Natalji do słynnego miljona stupięćdziesięciu sześciu tysięcy, rzekła do młodej pary: „Ależ słuchajcie, dzieci, to wasz kontrakt“! Dependent wypił szklankę wody z cukrem, Solonet i Mathias wytarli nosy. Paweł i Natalja popatrzyli, wysłuchali wstępu, i zaczęli dalej rozmawiać. Ustalenie wkładów, darowizna generalna w razie bezdzietnej śmierci, donacja czwartej części dożywotnio, a czwartej na pełną własność dozwoloną przez kodeks bez względu na ilość dzieci, ustalenie funduszu wspólnoty, djamenty dla żony, bibljoteka i konie dla męża, wszystko przeszło bez żadnych uwag. Przyszła sprawa majoratu. Tutaj, kiedy wszystko przeczytano i kiedy wypadało jedynie podpisać, pani Evangelista spytała, jaki będzie skutek tego majoratu.
— Majorat, proszę pani, rzekł Solonet, jestto majątek niezbywalny, utworzony z mienia dwojga małżonków i stworzony na rzecz najstarszego potomka, w każdej generacji, bez pozbawienia go jego części w ogólnym dziale.
— Co z tego wyniknie dla córki? spytała.
— Proszę pani, ponieważ majorat jest apanażem oddzielnym od dwóch fortun, przeto, jeśli przyszła małżonka umrze pierwsza zostawiając jedno albo więcej dzieci, z tych jedno płci męskiej,
Strona:PL Balzac - Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert.djvu/88
Ta strona została przepisana.