Strona:PL Balzac - Księżna de Langeais.djvu/103

Ta strona została skorygowana.

przerażeniem, opuściła bal. Była blisko północ. Lokaj, który czekał na nią, pomógł jej włożyć futro i zawołał powóz; wsiadłszy, popadła w dość naturalną zadumę, spowodowaną proroctwem pana de Montriveau. Zajechawszy w dziedziniec, weszła do sieni prawie zupełnie podobnej do sieni własnego pałacu; ale nagle nie poznała swoich schodów. W chwili gdy się odwróciła aby zawołać na służbę, kilku ludzi rzuciło się na nią, zarzucili jej chustkę na twarz, związali ręce i nogi i unieśli ją. Zaczęła krzyczeć.
— Pani, mamy rozkaz zabić panią, jeżeli pani będzie krzyczeć, szepnął jej ktoś do ucha.
Księżna była tak przerażona, że nigdy później nie umiała sobie zdać sprawy z tego jak i którędy ją przeniesiono. Skoro odzyskała zmysły, uczuła że ręce i nogi związane ma jedwabnym sznurem i że leży na kanapce. Nie mogła wstrzymać krzyku spotykając oczy Armanda de Montriveau, który, siedząc spokojnie w fotelu, owinięty w szlafrok, palił cygaro.
— Racz nie krzyczeć, mościa księżno, rzekł wyjmując chłodno cygaro z ust, mam migrenę. Zresztą zaraz panią rozwiążę. Ale wysłuchaj pani dobrze tego, co mam zaszczyt jej powiedzieć.
Rozwiązał delikatnie sznury, które ściskały nogi księżnej.
— Naco zdałoby się krzyczeć? nikt nie usłyszy. Jest pani zbyt dobrze wychowana, aby robić bezcelowe brewerje. Gdybyś się nie zachowywała spokojnie, gdybyś chciała walczyć ze mną, związałbym ci na nowo ręce i nogi. Sądzę iż, zważywszy wszystko, zdobędzie się pani na tyle godności, aby zostać na tej kanapie tak, jakbyś była u siebie w domu: tak samo zimna, jeżeli potrafisz... Sprawiłaś, że na tej kanapie wylałem wiele łez, które kryłem wszystkim oczom.
Gdy Montriveau mówił, księżna rzuciła wkoło owo szybkie kobiece spojrzenie, które widzi wszystko, niby na nic nie zwracając uwagi. Podobał się jej ten pokój, dość zbliżony do mniszej celi. Unosiła się tam dusza i myśl człowieka. Żaden ornament nie mącił szaro malowanych nagich ścian. Na podłodze leżał zielony