Strona:PL Balzac - Księżna de Langeais.djvu/109

Ta strona została skorygowana.

— Jestem zgubiony, jeśli się dam wciągnąć w te dysputy, pomyślał.
— Tak, zbliżył się pan do mnie jak do pierwszej lepszej, bez szacunku, bez cienia delikatności. Czyż nie miałam prawa namyślać się? A więc, już się namyśliłam. Niewłaściwość pańskiego postępowania można darować; pobudką twą jest miłość; pozwól mi w to wierzyć i usprawiedliwić cię we własnych oczach. Tak, Armandzie, w tej samej chwili, w której ty mi dziś wieczór przepowiadałeś nieszczęście, ja wierzyłam w nasze szczęście. Tak, położyłam ufność w tym szlachetnym i dumnym charakterze, którego tyle dałeś mi dowodów... I byłam całkiem twoja, dodała pochylając się do ucha Armanda. Tak, czułam dziwną żądzę uszczęśliwienia człowieka, tak ciężko doświadczonego przez los. Skoro miałam wziąć sobie władcę, chciałam człowieka wielkiego. Im wyżej się czułam, tem bardziej nie chciałam zstępować. Ufałam ci, widziałam całe życie miłości, gdy ty mi pokazywałeś śmierć... Siła idzie wszak w parze z dobrocią. Drogi mój, nadto jesteś silny, aby się zawziąć na biedną kobietę, która cię kocha. Jeżeli zawiniłam, czyż nie możesz mi przebaczyć, czyż nie mogę okupić swoich win? Żal, to jest wdzięk miłości, a ja chcę mieć wdzięk dla ciebie. Jakim cudem ja jedna wśród kobiet miałabym nie doznawać owych niepewności, obaw, lęków, tak naturalnych kiedy nam trzeba oddać się na życie? Alboż nie wiem, jak łatwo wy zrywacie takie więzy? Owe mieszczki, z któremi mnie pan porównywa, oddają się, ale się bronią. I ja się broniłam, ale oto jestem...
— Boże, on mnie nie słucha! wykrzyknęła nagle.
Załamała ręce, wołając:
— Ależ ja cię kocham! ależ ja jestem twoja!
Przypadła do kolan Armanda.
— Twoja! twoja, mój panie, mój jedyny panie!
— Pani, rzekł Armand usiłując ją podnieść, Antonina nie może już ocalić księżnej de Langeais. Nie wierzę już ani jednej ani drugiej. Oddasz się dziś, odepchniesz może jutro. Żadna moc, nie-