ba ani ziemi, nie zdołałaby mnie upewnić o słodkiej wierności twego serca. Rękojmią jej była przeszłość: nie mamy już przeszłości.
W tej chwili ogień błysnął tak żywo, że księżna mimowoli zwróciła głowę ku portjerze. Ujrzała wyraźnie trzech zamaskowanych ludzi.
— Armandzie, rzekła, nie chciałabym gardzić tobą. Skąd tu się biorą ci ludzie? Co ty chcesz ze mną zrobić?
— Ci ludzie są równie dyskretni jak ja sam. Nikt nie dowie się od nich o tem co się tu stanie, rzekł. Niech pani w nich widzi jedynie moje ręce i moje serce. Jeden z nich, to chirurg...
— Chirurg... rzekła. Armandzie, drogi mój, niepewność jest najokrutniejszą męką. Mów, powiedz, czy chcesz mego życia? Daję ci je: czy go nie przyjmiesz?...
— Więc nie zrozumiała mnie pani? odparł Montriveau. Czyż nie wyrzekłem słowa: sąd? Dobrze tedy, dodał zimno, biorąc kawałek stali, który leżał na stole. Aby położyć koniec twym obawom, powiem co postanowiłem.
Pokazał jej lotaryński krzyż osadzony na stalowym pręcie.
— Moi dwaj przyjaciele rozżarzają w tej chwili krzyż zrobiony wedle tego wzoru. Wyciśniemy go pani na czole, tu między oczami, iżbyś nie mogła zakryć go paroma diamentami i uniknąć w ten sposób ciekawych spojrzeń świata. Będziesz nosiła na czole haniebne znamię, jakie braciom twoim, zbrodniarzom, wyciska się na barku. Ból niewielki, ale lękałem się jakiegoś ataku nerwowego, albo oporu...
— Oporu? wykrzyknęła klaszcząc radośnie w dłonie. Nie, nie, chciałabym teraz, aby tu był cały świat. Och, mój Armandzie, naznacz, naznacz mnie prędko, jak swoje stworzenie, jak swoją rzecz! Chciałeś rękojmi mej miłości, oto w tej jednej masz wszystkie. Och, w tej twojej zemście widzę jedynie łaskę i przebaczenie, widzę jedynie wiekuiste szczęście... Kiedy w ten sposób naznaczysz swoją kobietę, kiedy będziesz miał zaprzedaną duszę która będzie
Strona:PL Balzac - Księżna de Langeais.djvu/110
Ta strona została skorygowana.