Strona:PL Balzac - Księżna de Langeais.djvu/112

Ta strona została skorygowana.

— Niema już Armanda, księżno. Jesteśmy sobie obcy.
— Niech mnie pan zatem odwiezie na bal, rzekła chcąc jeszcze raz doświadczyć siły Armanda. Wtrąć z powrotem w piekło świata istotę, która w niem cierpiała i która ma dalej cierpieć, jeżeli już niema dla niej szczęścia. Drogi mój, a wszak ja cię kocham tak, jak kochają wasze mieszczanki! Kocham cię tak, że jestem zdolna rzucić ci się na szyję na balu, przy wszystkich, gdybyś tego zażądał. Ten okropny świat nie zepsuł mnie. Wierzaj, jestem młoda, a stałam się jeszcze młodsza. Tak, jestem dzieckiem, twojem dzieckiem, stworzyłeś mnie. Och, nie wypędzaj mnie z mego raju!
Armand uczynił gest.
— Och, jeżeli mam wyjść, pozwól mi unieść stąd coś, drobnostkę! o, to, aby mieć to dziś wieczór na sercu, rzekła biorąc rękawiczkę Armanda i zawijając ją w chusteczkę...
— Nie, podjęła, ja nie należę do tego świata kobiet zepsutych. Ty go nie znasz i tem samem nie możesz mnie ocenić. Dowiedz się tedy, są takie, które się oddają za pieniądze, inne przyjmują podarki: same bezeceństwa! Och! chciałabym być prostą mieszczką, robotnicą, jeśli wolisz raczej kobietę poniżej siebie, niż kobietę w której oddanie kojarzy się z wielkościami świata. Ach, mój Armandzie, istnieją między nami szlachetne, wielkie, niewinne, czyste kobiety, i wówczas są rozkoszne. Chciałabym posiadać wszystkie blaski, aby ci poświęcić wszystkie; nieszczęście uczyniło mnie księżną; chciałabym się urodzić w pobliżu tronu, wówczas nie brakłoby niczego mej ofierze. Byłabym prostą dziewczyną dla ciebie, a królową dla innych.
Słuchał wilżąc cygaro.
— Kiedy pani będzie chciała jechać, powie mi pani, rzekł.
— Ależ ja chciałabym zostać...
— To inna historja, odparł.
— Źle obcięte to cygaro, wykrzyknęła chwytając cygaro i połykając to, co na niem zostawiły wargi Armanda.